wtorek, 19 sierpnia 2014

34. Przygody z promem

19 sierpnia

Ważny dzień. Nawet mega ważny w całym planie podróży. Granicę między Sudanem, a Egiptem mogliśmy przekroczyć wyłącznie w jeden sposób - promem i jedyne pytanie, na które jak do tej pory nie znałem odpowiedzi to, co z GS'em (motkiem)? Płynie z nami, czy barka? Jeśli barka, to masakra. Nie ma tutaj czegoś takiego, jak rozkład jazdy i pewności kiedy dokładnie będzie w porcie.

Mazar się nie odzywał, więc Ziggy zaczął go poszukiwać. Wreszcie odebrał telefon. Słuchałem strzępków rozmowy i pojawiła się najważniejsza informacja, na którą czekałem z utęsknieniem. Motki płyną...barką! I tutaj nie opiszę, co się ze mną działo. Wściekłość pomieszana z bezsilnością w beznadziei całej sytuacji. Kląłem na wszystko i wszystkich. Najgorsze było to, że nie ma absolutnie żadnego ruchu. Nic nie można zrobić. Ewentualnie rzucić w ch...całą wyprawę i wrócić samolotem bez sprzęta. Albo uzbroić się w cierpliwość i jakoś to przetrzymać.

W tyle głowy miałem całą listę czekających zobowiązań wobec najbliższych, partnerów biznesowych, znajomych i przyjaciół. Wszystko leży. Oj, nie lubię! Nie mam wpływu i kontroli sytuacji.

Nie było wyjścia. Motki zostały w porcie Wadi Halfa, a my znaleźliśmy się na promie do Aswanu. Przyjrzałem się dokładnie tym razem, gdzie ewentualnie nasze maszyny mogłyby się tu zmieścić? Kuźwa, nigdzie przecież!!! Całe to gadanie, że może się uda to tylko fantazje kogoś, kto chyba promu nie widział. Może skuter by się zaparkował w wejściu na prom, ale nasz wielkoludy absolutnie nie. Bez sensu była ta opowieść Midhata, bo tylko sobie nadziei narobiłem (ZŁOŚĆ!!! !$$!%%!??>££><$$<!!!!...???///). Koniec. Zaczynam się nakręcać!

Prom najnowszej generacji nie był. W zasadzie, jaki sens miałoby inwestowanie w niego, gdy za kilka tygodni ma być otwarte przejście lądowe. Było już kilka dat otwarcia. Najnowsze wieści to 25.08.2014r. Były trzy klasy dostępne dla podróżujących: kajuty, najwyższa, miejsca siedzące, średnia i deck (podłoga), najniższa. Zasłużyliśmy na deck. 

Nie byliśmy pierwsi na pokładzie. Lokalesi już dawno wybrali najlepsze miejsca. Kto pierwszy, łapie lokum pod szalupami, gdzie można złapać trochę cienia. Inna wersja na rufie, tam też trochę można się ochłodzić pod mniejszymi szalupami. Inni, już doświadczeni, mają przygotowane własne przenośne dachy ze szmat chroniące przed słońcem. Tylko my jakoś nic. Siedliśmy sobie w pokorze przy drzwiach do sterowni, tam gdzie urzęduje kapitan i było trochę cienia. Ładnie się przywitaliśmy z załogą ''piątka, piątka...''. Chyba się trochę zakumplowaliśmy. Przed sterownią była duża, wolna przestrzeń i jakoś oprócz załogi nikt na nią nie wkraczał. Nam się udało. Jeden z zaprzyjaźnionych załogantów pozwolił nam przekroczyć niewidzialną granicę i byliśmy po drugiej stronie, gdzie cień. Za chwilę pojawił się kapitan. ''Oczy kota Shreka'' i pytanie ''czy możemy tu spać''? Mogliśmy. I to była najlepsza miejscówka na całym promie. Byliśmy na dziobie i nie towarzyszył nam uciążliwy, tubalny głos pracujących z wysiłkiem silników. Mieliśmy piękny widok za wodę, a nie komin ze spalinami przed oczami. Wiał na nas łagodny wiatr od wody, a nie pachnąca spalinami gęsta od żaru stęchlizna. Zaszło słońce i pojawiły się niebie pierwsze gwiazdy. Leżałem tak oczami zwróconymi do góry i było błogo. Jedyne, co mi utrudniało życie to powracające, natrętne myśli wokół maszyn. Kiedy, tak na serio przypłyną za nami? 

Minęła może godzina od kiedy wyruszyliśmy z portu i na horyzoncie pojawił się czarny dym walący centralnie lekko po skosie w górę. Barka! Barka wpływa do Wadi Halfa! Załoga, która czeka na swoje auta, może jeszcze dzisiaj je odzyska. Jutro, może będzie zapakowana w drugą stronę. Potem trzy dni i będzie w Aswan. Liczę dni 1, 2, 3... Może w sobotę, lub w niedzielę odbierzemy maszyny i ruszymy dalej? Marzę o tym, żeby dotrzeć na ''stały ląd'', gdzie nie będziemy uzależnieni od promów. To dopiero w Turcji niestety. 

Póki co płyniemy. Przyglądałem się życiu na promie. Zbliżał się zachód słońca i usłyszałem gitarowe solo Jimmi Hendrixa. Nie, jednak nie. To kapitan włączył głośniki i zanim coś powiedział poszło sprzężenie wwiercające się do środka mózgu. Na promie zrobił się ruch i wszyscy zebrali się w jednym miejscu zwróceni w kierunku Mekki. To był czas na modlitwę. Jest coś w tych rytuałach, co budzi mój szacunek i zainteresowanie jednocześnie. Wszyscy wyglądali na bardzo zaangażowanych i świat się w tym momencie dla nich nie liczył. Tylko Allah. 




























Pojawiła mi się też, budząca we mnie smutek obserwacja. Kobiety. Nie było ich widać absolutnie na decku. Gdzie zatem były? Chcieliśmy wcześniej z Ziggim zarezerwować kajutę i zapomnij. Wszystko sprzedane na miesiąc wcześniej. Powód? Kobiety. I teraz pytanie: ''Czy dla ich komfortu? Czy może dla odseparowania? Odpowiedź nr 2. Wieczorem były wypuszczane do odgrodzonej przestrzeni, tak żeby zobaczyć niebo chyba. Widziałem je też z obstawą (mąż, ojciec) w barze, a potem do kajuty. Słabo to wyglądało. Miałem od razu skojarzenia z widokiem zwierząt hodowlanych w zagrodzie. 

Wróciłem do mojego legowiska. Ciepły wiatr wiejący od wody, gwiazdy w górze. Spanie...

Temp. w nocy 30st.C. Nad ranem zimno 20st.C


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz