niedziela, 17 sierpnia 2014

31. Magzuob z Agri - Sudan

16 sierpnia

Dzisus! Jakoś nie pamiętam w swojej karierze takiego luksusu...

Znowu żar na drodze. Spojrzałem na termometr i 44st.C. Nic się strasznego jednak nie działo. Jechałem na luzie. Żadnego zmęczenia. Przechytrzyłem na moment żar. Patent wyglądał następująco. Po pierwsze chłodzenie. Zlałem zimną wodą głowę, chustkę na szyję, koszulkę (mam techniczną, bawełna byłaby lepsza). Zrobiło się przyjemnie chłodno. Na to wszystko założyłem kurtkę motocyklową. Ważne! Wszystkie części wlotowe pozamykałem, żeby z zewnątrz nie wpadało rozgrzane powietrze, a wewnątrz jak najdłużej utrzymywał się chłód. Bałem się tylko, czy przypadkiem woda pod kurtką nie zmieni się w parę wodną i zacznie parzyć, ale pomyślałem, że te rozważania są bez sensu. Na 100st.C się raczej nie zanosiło. Działa! 44st.C już nie przerażało. Po 2 godzinach jazdy operację powtórzyłem i znowu sukces. 

Myślałem, że dojedziemy dzisiaj do Dongola, ale jakoś się łatwo jechało, więc ruszyliśmy dalej, do Wadi Halfa. Jechaliśmy wzdłuż Nilu. Ziggy się zatrzymał i pytanie ''strzała w bok''?. Jasne. Wjechaliśmy do Abri. Wioska położona bezpośrednio nad Nilem. I tak już zostaliśmy. Trafiliśmy na bardzo przytomnego właściciela hoteliku i jak by co, to zajeżdżajcie tutaj. Wieś nie jest skażona turystą i raczej się na to nie zanosi. Wioska to zaledwie kilkanaście budynków, a w nich sklepiki z wszystkim, co niezbędne i nawet Ziggy znalazł szampon do włosów, co oczywiste nie jest. Kilka herbaciarni i w jednej z nich można było zaciągnąć się shisha. Targ i...o, ziemniaki! Zapytałem o nie naszego znajomego. Uprawiają je tutaj. Nad Nilem. Zaskok!

O klimacie herbaciarni już pisałem i tu też jest nieźle. Siedzieliśmy sobie na stołkach i toczyły się pogaduchy. Oczywiście standardowy zestaw pytań musiał być, tylko tym razem ja przeszedłem do kontrofensywy z moimi pytaniami. ''Jak się żyje w Sudanie''? ''Dobrze''. Za kilka miesięcy wioska będzie miała prąd 24h. Jak zostanie uruchomione przejście lądowe z Egiptem, to może więcej turystów się też pojawi. A nasz właściciel, Magzuob, to bardzo ciekawy człowiek. Wynajęliśmy pokój, jeden dla dwóch nas. Wszedłem do środka i prostota jak należy. Dwa łóżka i koniec, ale czysto i pachnąco. Obok był wolny drugi. Przez moment pomyślałem sobie, że może weźmiemy dwie jedynki. A co! Taki luksus. Magzoub podążył za moim wzrokiem i od razu mnie wyczuł. ''Chcesz pokój? Nie ma sprawy''. Ja na to ''A cena''? ''Drugi pokój taniej 50%''. Nie chodziło mi o cenę, bo to raptem kilka $ było, ale jednak wróciłem do wersji ''dwóch w jednym''. Reakcja Magzouba była zaskakująca ''Możesz mieszkać w drugim pokoju za darmo. Dla mnie pieniądze nie są ważne''. I to było na poważnie, z pełną życzliwością. 

Magzoub dość dobrze władał angielskim i oczywiście podpytałem go też o to. Skończył studia (?!), przez pięć lat pracował w Chartum dla korporacji paliwowej. Ma mieszkanie w Chartum, ale chce być tutaj, gdzie jest spokój i dość proste życie. 

''Ona jest Nubijką (Nubian)''. Pokazał mi w telefonie swoją wybrankę. ''I...co w związku z tym''? Nie wiedziałem, że istnieje na terenie Sudanu populacja około 3 mln Nubijczyków, którzy mocno odcinają się od Arabów. Mają odrębny język, obyczaje i kulturę. A jak z narzeczonymi? Kto wybiera i jak? Nijak. Sami siebie wybrali i nasz właściciel nie kupuje ''kinder suprice''. Inaczej rzecz ujmując, nie jest to tak, że przychodzi ''ninja'' i dopiero po ślubie pan młody zdejmuje opakowanie, a tam niespodzianka. Z drugiej strony, gdyby tak było, to trzeba przyznać, że emocje są gwarantowane. Co wylosujesz? Tort, czy...? 

W holelu byliśmy jedynymi gośćmi. Wieczorem Magzub wystawił na dziedziniec dwa łóżka do spania. Genialny wieczór. Położyłem się na łóżku i spojrzałem w niebo. Miałem nad sobą miliony wyraziście świecących gwiazd na bezchmurnym granatowoatramentowym niebie. Dookoła panowała kompletna ludzka cisza i tylko było słychać rechot żab. We wsi nie było prądu, więc disco zamknięte. Temperatura spadła do przyjemnego ciepła i już nie męczyła. Delikatny letni wiatr powiewał sobie swobodnie, co dawało uczucie dodatkowego chłodzenia. 

Dzisus! Jakoś nie pamiętam w swojej karierze takiego luksusu... Po raz kolejny ''One Million Stars Hotel''. Tym razem zupełnie inaczej. Centralnie pod dachem z gwiazd. Wgapiając się w nie zasnąłem zdrowym snem. Dawno tak dobrze nie spałem.

Najechane 400km

Karima - Abri

Temp. do 44st.C





























1 komentarz:

  1. OMSH - bajka... zaznałem w Indonezji więc wiem o czym piszesz Tak czy siak my tu tylko możemy dzisiaj pomarzyć.....
    Szerokości - napisz co z łajbą i transportem motków.
    pozdro, Hiszpan

    OdpowiedzUsuń