wtorek, 5 sierpnia 2014

20. Uganda - ''Goryle, bez mgły''

05 sierpnia

Zaskoczyłem budzik, gdyż obudziłem się wcześniej niż on. Zupełnie niepotrzebnie się tym razem wysilał. Gdzieś tam w głowie snuły mi się obrazy, fotografie goryli, które widziałem w UWA. Też bym takie chciał zrobić. Pytanie tylko brzmiało, czy uda nam się zbliżyć wystarczająco blisko? Wszystko przed nami.

Stawiłem się wraz z Ziggim o 7 rano w UWA, żeby odebrać jeszcze dodatkowe papiery i zastanawiałem się, w jaki sposób dostaniemy się do parku. I fart jakiś. Pod biuro podjechał samochód i po swój permit wyskoczył Cederic. Za nim dwóch Afro, kierowca-przewodnik i nie wiem kto? Może obstawa? Ziggy chwilę z nimi pogadał i załapaliśmy się na wspólną jazdę do parku. Droga, 14 kilometrów, to jakaś pomyłka. W pewnym momencie wysiedliśmy z samochodu i robiliśmy nordic walking bez kijków, bo auto ryło spodem o wystające głazy. No proszę Państwa z UWA. Mało goryle nie kosztują, więc jakaś inwestycja w drogę by się przydała. A tak? Spociłem się od tego spaceru.

Dojechaliśmy do budki strażników. Jeszcze krótki briefing i go! Przedzieraliśmy się przez gęstą dżunglę splątaną wszelaką dziko rosnącą zieleniną. Znowu się spociłem, tylko tym razem nie narzekałem. Trudno, żeby wolno żyjące goryle czekały na turystów tuż obok budki strażników. 

Gdzieś w dżungli było słychać trzaski łamanych gałęzi. Nasz przewodnik zatrzymał się. Przez chwilę nasłuchiwał i tak, to były goryle. Trwało to tylko chwilę i za moment mogliśmy je wypatrzyć. Cała rodzina. Zaczęliśmy podchodzić do nich w napięciu i możliwie cicho. Zbliżyłem się do pierwszego na odległość może 5 metrów i byłem ciekaw jego reakcji. Potężnie zbudowany samiec. Nic. Był zajęty jedzeniem i jakoś niespecjalnie interesował się nami. Inne tak samo. Jakby nas nie było. Fota, fota, fota... Radość. 

Nieznacznie dalej zaszyli się w krzakach Gorilla Man i Gorilla Lady. Przyglądałem się z zaciekawieniem, jak się ''wygłupiają''. Wyglądało to na zabawę w ''przewracanki'' i trzeba przyznać, że zawodnicy MMA mogliby nauczyć się od nich ciekawych chwytów w parterze. Zaskoczyło mnie to, że Lady G szczerzy kły na G Mana. No tak, załapałem! Nie chodziło o zabawę w przewracanki, tylko o zabawę w sex! G Man był chyba w potrzebie, tylko Lady G nie bardzo w nastroju. Nie przejmuj się chłopie, ludzie też tak mają. Nawet w dwie strony czasami. Warto było tu przyjechać.





Po południu jechaliśmy już w stronę Kenii. Czułem, że powoli kurczy się nam czas potrzebny do przybycia na prom w Sudanie. Oczywiście, nie mogło być inaczej. Droga do Kabale to winkle i już mieliśmy ją opanowaną. Za Kabale też nieźle do momentu kiedy zaczęły mnie mijać samochody z pozostałościami gliszu na karoserii. To mogło oznaczać tylko jedno. Zaraz coś się zacznie i tak rzeczywiście się stało. Jechaliśmy drogą z dziurawym asfaltem, która posiadała w zasadzie jeden pas. Zewnętrzne krawędzie jezdni wyglądały jakby go jakaś zwierzyna objadła. Ciężko było. 

Najechane 340km

Kisoro - Masaka

Do 27C


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz