czwartek, 7 sierpnia 2014

21. Killer Bus Uganda

06 sierpnia

Trochę gonimy czas, tylko nie zawsze sprzyja nam szczęście. Albo może to Afri po prostu...

Equator znaczy fota, czyli, jakieś 50 km za Masaka pojawił się znak informujący o tym, że właśnie przekraczamy równik. Ziggy nakleił pamiątkowy obrazek. Tu byliśmy! Szukałem naklejki Tony Halika, ale chyba przekraczał swój równik w innym miejscu.



Droga zaczęła robić się coraz gorsza, czyli niewątpliwie zbliżaliśmy się do większego miasta. Pewnie dzieje się tak dlatego, że jakiś większy ruch tu panuje. Dziura za dziurą, ciężarówki przepychające się z busami, a pomiędzy nimi motorki z lokalesami i my. I jeszcze ci perd...ni drogowi zabójcy w busach-taksówkach. Jechaliśmy jak należy. Ziggy przede mną, a z na wprost bus-taksówka pełny gaz, zapala światła i wyprzedza ciężarówkę. Jedzie centralnie na nas i nie jest to przypadek. Jedyne co nam pozostało to ucieczka na pobocze. Pomyślałem wtedy wariat, najadł się prochów, al kaida zamach, czy jak? Nie, taki standard. Większe spycha na bok mniejsze. Niepisany przepis drogowy. Faaaker!!!



Kamapala była dramatycznie zablokowana. Próbowaliśmy się przeciskać na miarę naszych możliwości, tylko tych możliwości nie było za wiele. Straciliśmy tam masę czasu.




Ja chcę do ''M, jak miłość''. Chyba jednak trochę talentu mam. Na granicy Uganda-Kenia w Busia Ziggy, jak zwykle obrabiał papiery, a ja robiłem za ochronę przy motocyklach. Nudy. Nic się nie działo. Wpadłem zatem na genialny i jak się okazało jednocześnie durnowaty pomysł, żeby może jakieś foty pstryknąć. To tu, to tam. Ot, pamiątka. Wrócił Ziggy i cóż, do imigration musiałem pofatygować się sam. Pan chciał mnie obejrzeć osobiście. Idę zatem, tylko przejść nie mogę, ponieważ drogę zagrodził mi jakiś inny ważny w czarnym mundurze. Zaczął coś do mnie mówić, a z jego angielskiego zrozumiałem tylko coś o terrorystach. Ale, że co? Ja terrorysta? Nie. On? Nie. Więc? Służby antyterrorystyczne. I od tego momentu zaczęło się na poważnie. Robienie zdjęć na granicy...zabronione...złamałeś prawo...więzienie...deportacja...amputacja...przypalanie...kara śmierci ostatecznie. Wcale nie było mi do śmiechu, ale jakieś resztki umysłowego analizatora zachowały odrobinę przytomności i szukały optymalnej strategii wyjścia z sytuacji. Kłótnia, argumenty, przekonywanie do mundurowego, który ma wszystkie atuty i areszt? Nie bardzo. ''Oczy kota Shreka'', to na początek, a potem coś w stylu ''Pan jest taki ważny''. Tak, to może zadziałać. Szkoda, że tego nie nagrywałem. Zadziałało. Komentarz Oficera Antyterrorysty był mniej więcej w stylu ''Masz szczęście, że zachowujesz się jak człowiek''. Uff, rozeszło się po kościach, a zdjęcia skasowane. Nie zmienia to faktu, że robienie zdjęć na granicy to jedna z głupszych historii, jakie wykombinowałem. Hmm...filmy to co innego nie!? ;-) 

Myślałem, że w Kenii trochę przyspieszymy. To Afri przecież... Utknęliśmy w Kisumu. Dokładnie tak, jak w Kampali. Zatwardzenie drogowe, tylko koloryt się zmienił o tyle, że w pewnym momencie wszystko stanęło. Przecisnęliśmy się trochę do przodu i koniec. Przed nami było takie zwężenie, że ciężarówka nie była w stanie minąć się z osobówką. Wycofać też nie mogły, bo blokowały je inne samochody. Drogowy klincz. Po lewej stronie miałem drogę w budowie i mokrą glinę. Jechać? Nie jechać? Jechać!!! Wjechałem w to błocko i tylko poczułem jak tylne koło mi się zapada. Stoję! Przód, tył, przód, tył...powoli zacząłem wydobywać maszynę. Z tyły przyszła pomoc w postaci jednego z budowniczych nowej Kenii i pociągnąłem już dość pewnie dalej. Uratowany!

Stop na żarcie.



Najechane 510km

Masaka - Keriche

Do 30C




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz