poniedziałek, 25 lipca 2011

20,21 dzień - Ukraina - Lwów

Dzień 20,21 – 23,24 lipca 2011:

I rzeczywiście. Tempem spacerowym, pokonując wyboje i wyrwy w asfalcie wjeżdżamy do Lwowa. Mamy namiary na jakieś hostele i próbujemy coś wyszukać. W jednym z nich, już na drzwiach wisi kartka, że miejsc w najbliższym czasie nie ma. Jedziemy do innego. Tam miejsc też brak. Pytam w hotelu o cenę i syto - jakieś 100 Eu. Natomiast w jednym z hosteli Pani się zaangażowała i zadzwoniła do koleżanki, która zajmuje się wynajmem kwater. I oto jest całe, dwupokojowe mieszkanie w kamienicy do wynajęcia za 30 Eu. Do Starego Lwowa 10 min. pieszo. Czego jeszcze można chcieć? Piwa i jedzenia, ale to już jak się ogarniemy i będziemy na Starym Lwowie.

Ojoj! Nie myślałem, że Lwów zrobi na mnie, aż tak pozytywne wrażenie. Dużo się o nim mówi, o Polskości i o Polakach tu mieszkających. Natomiast nie sądziłem, że jest aż tak mocno to wszystko akcentowane. Jest oficjalny pomnik Mickiewicza w centralnym punkcie miasta, w Katedrze Łacińskiej dużo napisów po Polsku, na ścianach płaskorzeźby Jana Pawła II, Tadeusza Kościuszki, Cmentarz Orląt Lwowskich i tak dalej i tak dalej. Dużo by o tym pisać. Zachęcam do poczytania w przewodnikach i Internecie. Lwów to także miasto Ukraińców, Czechów, Żydów, Ormian, Niemców. Co jakiś czas podchodzi do nas Lwowiak, opowiada ciekawostki o życiu tutaj i o historii miasta. Od Pana Mazura, ulicznego szkicownika kredką, nabyłem drogą kupna rysunek Katedry Łacińskiej. Następny malunek do kolekcji z różnych wypraw. Dzisiaj sobota, dzień ślubów. Szanowne ''Panny na Wydaniu'' przyjeżdżajcie tutaj. Na Rynku Starego Lwowa dzieje się przegląd aktualnych trendów kolekcji ślubnych. ''Młode Pary'' przyjeżdżają tu, żeby ich osobiści mistrzowie fotografii mogli upamiętnić te kreacje no i samych ''Młodych'' przy okazji też. Jedyna taka chwila w życiu. Absolutnie warto zajrzeć do Lwowa. To tylko 400 kilometrów z Warszawy, więc dystans w zasadzie do przejechania żaden.

fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński
fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński


fot.Mirek Smoczyński
fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński

I tak powoli kończy się jazda dookoła Morza Czarnego. Jutro startujemy do Polski. Do granicy mamy jakieś 60 kilometrów. Objechaliśmy je ze Smokiem na kołach, co w założeniach początkowych nie było takie oczywiste. Przetarliśmy szlak dla zuchów chcących zrobić ciekawą trasę na dwóch kołach. Jedno najważniejsze wspomnienie? Niestety, na szczęście nie ma takiego. Każde z odwiedzonych miejsc miało swój specyficzny klimat i tak niech pozostanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz