Dzień 10 – 13 lipca 2011:
Rano
walczymy jeszcze z hamulcami Smoka i trochę się polepszyło. Na tyle, że
można jechać tylko światło stopu nie działa jeszcze poprawnie. Lecimy w
stronę granicy z Gruzją, a z kolei w mojej maszynie mam kłopot z
przerzucaniem biegów. Podkręcam regulację na klamce i jakoś się jedzie.
Zobaczymy czy wszystko będzie ok. Przejazd przez granicę poszedł
sprawnie.
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Rafał Mysiorek |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
Była godzina 14.00, a my właśnie wjechaliśmy do Batumi. Byłem skonany, bo rano dopadły mnie problemy żołądkowe. Zdecydowaliśmy, że zostajemy tu na noc i chyba była to dobra decyzja. Najpierw usiedliśmy na krawężniku, żeby chwilę odsapnąć. Za moment pojawiają się motocykliści z Turcji i oferują pomoc w noclegu i cokolwiek byśmy chcieli. Potem sami pojechaliśmy w stronę centrum, gdziekolwiek to jest. Tam zagadujemy przechodniów o jakiś nocleg. Zapytana pierwsza z brzegu kobieta mówi, że ma pokój. Wchodzę z nią w podwórko, które nie budzi zaufania. Jest jakoś tak meliniarsko. Ale za to pokój okazuje się ok. W międzyczasie Smoku nakręcił miejscówkę w innym miejscu, gdzieś koło bazaru, cokolwiek to znaczy, ale za to mega tanio. Ruszamy więc z autem marki Żiguli. Jedziemy i jedziemy, mijamy bazar, a od centrum jesteśmy już dość daleko. Lukam na Smoka. Nie potrzeba nam komunikatorów, jedno spojrzenie wystarczy. Odwrót. Panowie mieli pewnie czyste intencje, ale lokalizacja była nadmiarowo niekorzystna. Wracamy na stare miejsce. Jakoś się ogarniamy i lecimy na Batumi POM (Powolny Obchód Miasta znaczy się). Na naszym podwórku Smoku zagadnął jednego lokalesa o jakiś bar z dobrą rybą. Ten zaangażował się tak, że zatrzymał autobus, powiedział kierowcy dokąd ma nas zawieźć, a ten wysadził nas nie na przystanku tylko pod barem. Bar rzeczywiście wypas. Najlepszy w mieście i takie też były ceny. Całe szczęście, że miałem kłopoty żołądkowe, bo skończyłem na rachunku ''tylko'' za 40zł, co na budżet travellera jest znaczącym wydatkiem uszczuplającym kieszeń. Batumi - warto, czy nie warto obejrzeć? Są różne opinie na ten temat. Pewne jest to, że inwestycje w miasto są konkretne. Są już najwięksi Sheraton, Radison Sas itd. Na ulicach porządne fury. Budynki są odnawiane, a na ulicach jest kładziona kostka brukowa. Oznacza to, że chyba jest zamysł odbudowania świetności tego miejsca sprzed lat. Czy to się uda? Nie wiem, ale jesteśmy tu w lipcu, więc chyba to sezon, a tłumów nie ma. Jak dla mnie, pomimo inwestycji w odnowienie miasta, nie ma ono duszy, czyli czegoś co by powodowało, że może się stać miejscem obowiązkowy do odwiedzenia. Wracamy na naszą miejscówkę i bierzemy się za hamulce i światło stopu. Zaczynamy, jak przystało na zawodowych mechaniorów od kupna browaru i zaczynamy robotę. Oczywiście jak to na podwórku bywa zaczyna się zbierać wokół nas tłumek ciekawskich i tak sobie pracujemy i ucinamy pogaduchy po rosyjsku. A jak! Był to mój znienawidzony język podczas studiów, a teraz okazał się bardzo przydatny. Czad normalnie! A przy okazji podziękowania dla Andrzeja z warsztatu Warszawa ul.Połczyńska 113 za wszelkie porady dotyczące naprawy usterki i serwisowanie naszych BMW. Naprawiamy hamulce i światła stopu i jest już spoko. Idziemy już spać, a za oknem podwórko zaczyna normalne życie. Czyli siedzą sobie wszyscy rodzinami przy stoliczkach, piją wino, rozmawiają ze sobą, po prostu żyją, a nie chowają się w czterech ścianach konsumując czas przed telewizorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz