Uczestnicy wyprawy:
Dzień 1 – 04 lipca 2011:
Rafał – Piast
Mirek – Smoku
Motocykle:
BMW GS R1200 Adventure
Z
takimi opiniami spotkałem się, gdy w ogóle zacząłem myśleć o nowej
wyprawie. Sprawdziłem wszystkie fora podróżnicze i motocyklowe.
Przeczytałem kilkanaście sprawozdań z podobnych wypraw i niestety
zostałem obdarty ze złudzeń. Się nie da! Granica Rosyjsko-Gruzińska w
związku z wojną jest zamknięta i już. Temat jednak drążyłem i drążyłem
aż w pewnym momencie pojawiła się iskierka nadziei. Z Gruzji można
wjechać do Abchazji,
państwa, którego nie ma. A że Abchazja jest pod wpływami Rosji to można w ten sposób spróbować przekroczyć granicę. Jak do tej pory nikt nie pokusił się, żeby spróbować takiego rozwiązania. Najpierw jednak przygotowania, a w nich najważniejszy punkt imprezy - wizy. Do Rosji poszło sprawnie i bezboleśnie. Z Abchazją gorzej. Wysłałem chyba trzy monity z pytaniem - ''i jak tam moja wiza'' i w końcu jest. Pozwolenie na wjazd, a wizę odbiera się już na miejscu. Wyjeżdżając z Polski absolutnie nie miałem pojęcia jak się nasze losy potoczą i uda się zamknąć pętlę Dookoła Morza Czarnego na kołach.
państwa, którego nie ma. A że Abchazja jest pod wpływami Rosji to można w ten sposób spróbować przekroczyć granicę. Jak do tej pory nikt nie pokusił się, żeby spróbować takiego rozwiązania. Najpierw jednak przygotowania, a w nich najważniejszy punkt imprezy - wizy. Do Rosji poszło sprawnie i bezboleśnie. Z Abchazją gorzej. Wysłałem chyba trzy monity z pytaniem - ''i jak tam moja wiza'' i w końcu jest. Pozwolenie na wjazd, a wizę odbiera się już na miejscu. Wyjeżdżając z Polski absolutnie nie miałem pojęcia jak się nasze losy potoczą i uda się zamknąć pętlę Dookoła Morza Czarnego na kołach.
fot.Mirek Smoczyński |
fot.Mirek Smoczyński |
fot.Mirek Smoczyński |
fot.Mirek Smoczyński |
fot.Mirek Smoczyński |
Dzień 1 – 04 lipca 2011:
Nadeszła
zaplanowana data 4 lipca 2011 roku i ruszamy razem ze Smokiem, moim
kompanem w podróży. Plan jest taki żeby jechać ''pod prąd'' do wskazówek
zegara. Słowację i Węgry traktujemy raczej tranzytowo. Ale co do
Rumunii to mamy inne plany. Rok temu, gdy jechałem do Albanii miałem
okazję poznać ten piękny kraj. Na ten rok pozostała mi jeszcze do
zjechania ''Transalpina'' i dalej jazda nad Morze Czarne. Zatem
startuję. GS 1200 Adventure gotowy i mogę ruszać. Sprawdzam w niedzielę
prognozę pogody i wszystko wydaje się być ok. No właśnie wydaje się, bo
rano leje, że masakra. Miało być tak pięknie, a jest... Nic to, ruszamy
razem ze Smokiem i tak od samego początku okryci naszymi
przeciwdeszczówkami. Najpierw 200 km w totalnej ulewie, ale zestaw
przeciwdeszczowy daje radę, ja z resztą też. A swoją drogą to
zadziwiające jak skuteczne są najtańsze i najprostsze patenty. Bardzo
sprawdza się kombinezon przeciwdeszczowy zakupiony za 35 zł w sklepie z
odzieżą BHP. To samo można powiedzieć o rękawicach. Rok wcześniej
kupiłem takie specjalne, nieprzemakalne, super hi-tech. Skutek w ulewie
był żałosny. Teraz postawiłem na połączenie zwykłych rękawiczek
polarowych i zwykłych rękawiczek gumowych (takich do zmywania naczyń
itp.). Skutek - rewelacja. Nieprzemakalność 100%. Pierwszego dnia
przeleciałem niecałe 800 km. Udało nam się dotrzeć do Rumunii. Minąłem
właśnie Oradea i byłem z siebie zadowolony, co nie idzie niestety w
parze z czujnością. Finał - spotkanie z Rumuńską policją. Muszę
przyznać, że dość sprytnie to wykombinowali. Przy ulicy, zupełnie
niepozornie stał sobie radiowózi w zasadzie nic się nie działo. Właśnie,
pozornie, bo jakieś 200 m dalej stały dwa następne radiowozy i
zatrzymywały wszystkich, których wyłapał ten pierwszy. Smoku jechał
pierwszy, więc pewnie to jego namierzył, ale do kontroli panowie
policjanci wzięli naszą dwójkę. Miałem pokusę, żeby trochę się z nimi o
to podroczyć, ale z różnych doświadczeń z policją wiem, że to słaba
taktyka. Zatem uderzam w drugą taktykę ''spaniel-niedojda'' z
dyplomatycznym poczuciem humoru. Jednak i to nie wchodzi. Będzie mandat.
Panowie wypełniali coś skrupulatnie w swoich notesach. Minął jakiś czas
i tu zaskoczenie. Taktyka jednak zadziałała. Dostaliśmy pouczenie.
Żegnamy się życzliwie jak przystało na przyjaźń polsko-rumuńską i lecimy
w dalszą drogę. Kilka kilometrów dalej znalazłem tani motel. Jeszcze
tylko kolacja i spać. Jeśli tylko mogę to zawsze korzystam z kuchni
lokalnej. I tak się też stało tym razem. Jest taka zupa, co się nazywa
Ciorba de Burta. A po naszemu są to popularne u nas w niektórych kręgach
tzw. ''flaczki''. Tylko, że w Rumunii są podawane, jako zupa na kwaśno
zabielana śmietaną. Dodatkowo do zupy koniecznie trzeba wrzucić
nadłamaną papryczkę, co dodaje zupie pikanterii. Pycha!!! Z czystym
sumieniem polecam!
Więcej - czytaj w "RELACJE Z WYPRAW - 2011"
Więcej - czytaj w "RELACJE Z WYPRAW - 2011"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz