30 lipca 2010 piątek
Zamek Drakuli w Bran. Kolejne miejsce w Rumunii, któremu się przypisuje związki z księciem ciemności. Fajne miejsce, ale nie ma nic wspólnego z wyimaginowanymi klimatami. Niestety. Mimo to warto zobaczyć.
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Rafał Mysiorek |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Rafał Mysiorek |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Rafał Mysiorek |
Kolejne miejsce to Sibiu. Potworne gorąco, ale my cóż - kaski czarne, pod kolor motocykla. Ech ten lans cruiserowy. Wiatr niewiele daje, pod kaskiem mózg się gotuje. Kolejne doświadczenie i nauka.
Ach tak zacząłem o Sibiu. Jechaliśmy jak zwykle w ciemno, z pomysłem aby zobaczyć „most kłamców”. Nazwa ładna z internetu. Zaczynamy poszukiwania ale miejscowi nic nie wiedzą o rzece nad którą by był most. Tu nie ma rzeki. Ostatecznie znajdujemy go zwiedzając przy okazji piękną starówkę. Piękne kamienice. Wszystko bardzo zadbane, czysto. Most kłamców To piękny mostek nad jezdnią piętro niżej. Klimatycznie, ale jesteśmy tak ugotowani, że już tylko myślę o tym, aby schować się w jakiś cień.
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
Jedziemy
dalej, bo wiatr i czeka na nas jedna z głównych atrakcji wyprawy: Trasa
Transfogarska. Kaprys Ceausescu. Droga zbudowana przez żołnierzy.
Niezapomniane wrażenia. Najtrudniejsze są drogi dojazdowe, jakieś 30
kilometrów dziur, po czym zachwyt rewelacyjna nawierzchnią i
nieskończoną ilością zakrętów 180 stopni. I tak do przełęczy 2050 m
n.p.m. Po drodze wszystko co chcesz: konie, osły, stada owiec,
wodospady, przestrzenie nie do opisania. Warte całej wyprawy. Zjazd z
przełęczy równie wspaniały. Niekończące się serpentyny i wszelkie
możliwe kombinacje dziur w drodze oraz żwiru na zakrętach.
Niejednokrotnie miałem blokadę mentalną przed rozpoczęciem
przeciwskrętu. Panika w umyśle. To nie jest droga na cruisery, choć
nasze spisuję się bardzo dzielnie. Po drodze przejeżdżamy przez „Tunele
samobójców”. To już moja nazwa oczywiście. Tunele w których jest ciemno,
ślisko (mokro) i dziury na urwanie zawieszenia…
|
fot.Rafał Mysiorek |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Rafał Mysiorek |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
Zjeżdżamy w dół serpentynami, z pomysłem, aby rozbić namioty gdzieś przy jeziorze Vidaru. Jezioro Vidaru, jedno z najwyżej położonych a na nim zapora, jedna z największych w Europie. Wszystko piękne. Niestety nie ma gdzie rozbić namiotów. Nie ma dojścia do jeziora. Zaciskając zęby jedziemy dalej. Ostatecznie znajdujemy dzikie miejsce na nocleg nad potokiem. Stromym zjazdem szutrowym docieramy na polankę nad potokiem. Jest tam już kilka namiotów. Potok zimny, czysty. Czerpiemy z niego wodę do picia i do mycia. Mamy wspaniały biwak, z ogniskiem, kolacja i resztką Tokaju.
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Rafał Mysiorek |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz