piątek, 8 lipca 2011

5 dzień - Turcja - Istambuł

Dzień 5 – 08 lipca 2011:

Nazajutrz szykujemy się do startu. Najpierw śniadanie, bo z zasady bez niego nie ruszam. Na kuchence grzeje się woda i uruchamiam patent, który podrzucił mi kumpel Zibi. Ciepłe mleko na śniadanie. Sprawa jest prosta. Mleko w proszku zalane gorącą wodą i trochę słodziku, jeśli ktoś sobie życzy. Czemu o tym piszę? Otóż ta konstrukcja ma o wiele lepsze wartości energetyczne niż „gorące kubki” i do jazdy oraz wysiłku, przynajmniej do południa, jest super. Wjeżdżamy na drogę prowadzącą z Carevo do granicy z Turcją w Malko Tarnowo. Oj, "niefajnie"! Droga kręta, dużo winkli, stan nawierzchni nienajlepszy - wyrwy w asfalcie, droga nierówna, na zakrętach niebezpieczny piach i żwir. To tylko jakieś 55 kilometrów, ale trzeba uważać. Już przy granicy nawigacja zgłupiała, ale jedziemy na czuja. Po jakimś czasie coś mnie tknęło. Pojawiało się zbyt dużo kierunkowskazów na Burgas, więc kierunek był chyba nie ten. Wracamy do Malko Tarnowo i odpuszczając nawigację pytamy o drogę. Nareszcie pojawia się przejście graniczne. Oczywiście zanim wjedziemy do Turcji trzeba dopełnić kilka formalności. Najpierw wiza 15 Eu, potem pieczątka zezwalająca na wjazd do Turcji, potem rejestracja GS-ów i jeszcze tylko kontrola zdrowia. Minęła godzina i możemy jechać dalej.

fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński


fot.Mirek Smoczyński


fot.Mirek Smoczyński


fot.Rafał Mysiorek

fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński

Krajobraz zmienia się zadziwiająco. W Bułgarii jeszcze przed chwilą śmigaliśmy winklami przez lasy, a w Turcji odsłaniają się przed nami równiny po horyzont. Droga jest super, więc w 3 godziny dojeżdżamy do przemieści Istambułu. Pytanie tylko brzmi, gdzie się zaczynają? Jedziemy od strony Morza Marmara. Nawigacja wskazuje 80 km do celu i niby mijamy różne miejscowości, ale non stop jedziemy w terenie zabudowanym. Czy to już są przedmieścia Istambułu? Podjeżdżamy w okolice Błękitnego Meczetu i szukamy jakiejś miejscówki. Ceny nie są zachęcające. Najbliżej nam do pokoju typu studio, ale cena 60 Eu jest nie do przyjęcia, więc szukamy dalej. Smoku to ma jednak szczęście. Na zawrotce kładzie moto i z pomocą przychodzi jeden z lokalesów. Potem, kiedy szukamy jakiejś alternatywy znowu trafiamy na niego. Próbuje nam pomóc, ale jakoś mu nie wychodzi. Ostatecznie proponuje własne mieszkanie na nocleg. Jednak ostatecznie, nie wiem jak to się stało, lądujemy podobno w jego hotelu w pokojach jednoosobowych za 20 Eu na osobę. Jest idealnie. Niestety tylko na jedną noc. Ale co się zdarzy jutro, w tym momencie jest bez znaczenia. Zrzucamy graty i zaczynamy od zwiedzania. Generalnie miasto jest super zajebiste!!! Błękitny Meczet, od którego zaczynamy robi wrażenie, a że mam szacunek dla różnych religii pasuje mi to, że trzeba przed wejściem zdjąć buty i trzymać się pewnych reguł. W meczecie zagaduje mnie dwóch muzułmanów. Są z Ammanu i jeżdżą po świecie głosząc wiarę. W rozmowie ze mną robią to bez ciśnienia. Generalnie bardzo mili terroryści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz