Numer przesyłki, tracking, sortownia w Budapeszcie. Tam
dojechał mój kardan. Po cichu liczyłem, że uda mi się dzisiaj zmontować moto i
może jutro wyjadę. Mam już pewność, nie ma takiej opcji. Żeby nie marnotrawić
czasu postanowiłem pomajstrować trochę przy motocyklu. Lewy halogen nie
wyglądał za dobrze i niestety istniało ryzyko, że może się oderwać od reszty. W
drodze do warsztatu towarzyszyła mi niezawodna czarna power-taśma klejąca i
scyzoryk. Podstawowe wyposażenie podróżnika motocyklowego.
Temat halogenu załatwiłem kilkoma sprawnymi
pociągnięciami scyzoryka i sprawnym sklejeniu tego co trzeba. Ale mechanior ze
mnie! I jakoś tak od niechcenia zaczęła się pogawędka z Panem Starszym
rezydującym na schodach warsztatu. I znowu miks różnych narzeczy. Kiedyś jechał
z Niemiec z jakimś ładunkiem przez Polskę i ktoś tam mu pomógł. Polacy są ok.!
No pewnie, że tak! Skumplowaliśmy się samoistnie. Właściciel warsztatu to jego
syn. Wielokrotny mistrz w motokrosie. Na półkach widziałem, wiele pucharów i
medali. Mocny gość!
A my tak sobie siedzimy i gawędzimy. „A rakiju
popróbujesz? Damosznaja”. Tutaj rakija? Myślałem, że to bardziej pasuje do
Chorwacji? Przez grzeczność i szacunek do starszych osób nie śmiałem odmówić,
chociaż była 11 przed południem. Kolejka poszła i…uchuuu…?! Jest smak. Chyba
pięćdziesięciu procent. Po jakimś czasie zrobiło się tak przyjemnie, że czas
był najwyższy, żeby jednak zmienić klimat. Jeszcze kilka kolejek i mógłbym
zmienić łóżko hotelowe na posłanie z kartonu pomiędzy prasą hydrauliczną, a
zużytym czyściwem. Żegnaliśmy się życzliwie jeszcze kilkoma kolejkami, a Pan
Starszy, bardzo przyjazny światu człowiek nie wypuścił mnie bez prezentu. W
moim kufrze motocyklowym wylądował litr rakiji wlany do butelki po coli. W
kufrze, żebym przypadkiem nie zapomniał.
Cóż mogę powiedzieć? Bułgaria, zupełnie niespodziewanie
przesuwa się na szczyt top listy fajowych krajów. Może dlatego, że jestem na
prowincji, a nie w turystycznym miejscu?
Czas już najwyższy na lunch. Poszedłem do znanej mi już
knajpy. Zamówiłem coś po omacku i zacząłem jakieś robótki na kompie. Między
innymi kończyłem część tekstów o bloga i takie tam. W pewnym momencie kelnerka
przekazała mi informację, która trochę mnie zaskoczyła. Towarzystwo z innego
stolika zaprasza mnie do siebie. ??? Ale po, co? Zebrałem się w sobie i
podszedłem do nich. Zaczęliśmy rozmawiać o tym i owym. Taka grzecznościowa
wymiana. Okazało się, że widzieli mnie tu wczoraj, widzą dzisiaj też i jestem
sam. Jak to sam? Nie można być samemu. To był główny powód ich zaproszenia mnie o
stołu. Dziwne? Dla mnie tak. Jakoś nie mogę przypomnieć sobie podobnej sytuacji
w PL. No chyba, że jest ostra impra i wtedy oczywiście wszyscy się bratają. Ale
tak, przy obiedzie? Bułgaria pnie się w górę na top liście! „A czy widziałem
pomnik Najświętszej Panienki. Najwyższy pomnik na świecie, wpisany do księgi
rekordów Guinesa”? I, że niby jest tutaj, w Haskovie? Tak, kilkaset metrów od
naszej knajpy. Poszliśmy zatem na spacer. Czemu nie? I pomnik rzeczywiście był.
Jezus w Świebodzinie jest duuużo większy, ale Panienka też dobrze się
prezentuje. Generalnie jest luz. Godzina 13.00, a towarzystwo już po kilku
karafkach wina. Oczywiście zapytałem, czy wracają do pracy? Eeeee…, chyba już
nie. Każdy z nich był przedsiębiorcą: dentysta, adwokatka, właściciel firmy
zajmującej się hydrauliką, więc może mogli sobie na to pozwolić.
Zapytałem też o to jak się żyje w Bułgarii? Ciężko.
Korupcja, komuniści u władzy, wejście do UE nic nie zmieniło. Przeciętna
pensja w Bułgarii to rząd wielkości między 200-400 Euro. Nauczyciel zarabia
średnio 250 Euro. Niby jest ogólnie tanio, ale koszty życia są wysokie. Już
któryś raz słyszę o tym, że Czesi kroją Bułgarów bez opanowania na energii. Aż
wierzyć mi się nie chciało jak usłyszałem, że średni rachunek za prąd dochodzi
do 100 USD miesięcznie. Jeśli to prawda, to masakra.
Wieczorem. Jak tracking? Budapeszt? Co jest do faka? Nic
się nie ruszyło? Jutro chciałem składać motocykl.
No to ja byłem zdziwiony widząc Rakiję w Chorwacji będąc pewien, że to specyfik od zawsze bułgarsi (tam go zawsze pijałem) - podróże kształcą :)
OdpowiedzUsuńpzdr Bartek (Piastów)
A ja mam coś w kufrach....hehehe! Jak wrócę to...
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń