07.00 pobudka. Akbar przygotował dla nas program
zwiedzania miasta. Masakra, jak bardzo nie chciało mi się wstawać. Trudno.
Przyjechało jeszcze dwóch kumpli Akbara i pojechaliśmy do pierwszego miejsca z
listy. Był to punkt widokowy, góra za miastem z panoramą Tabriz. Można wjechać
tam kolejką linową lub zrobić mały treck. Wybraliśmy...treck. Oj, jak mi z rana
ciężko było. Do tego zaczęło dmuchać i było dość chłodno. Oczywiście wielu
Irańczyków wybrało ten sam sposób na spędzenie wolnego czasu. Kobiety też były.
Podkreślam często obecność kobiet, bo wyobrażenie o islamie i Iranie jest
często takie, że są pozamykane w domach, a świat zewnętrzny jest wyłącznie dla
mężczyzn. Widoki nawet ciekawe.
Pojechaliśmy dalej. Bazar. Bardzo liczyłem na to miejsce
i niestety pech. Piątek, czyli dzień wolny w Iranie. Tylko kilka sklepów było
otwartych. Najwięcej z modą damską. Taką kolorową, a nie tylko w czerni.
Został nam jeszcze do obejrzenia ''Błękitny Meczet''.
Najbardziej właśnie na to czekałem. Widziałem kilka w Uzbekistanie - Samarkanda,
Buchara. Poszliśmy go obejrzeć i.... rozczarowanie. Około 1770 roku w Tabriz
było trzęsienie ziemi i z meczetu zostały resztki niebieskich mozaik. Całość
jest odrestaurowana, ale niestety nie robi na mnie wrażenia. Później
schodziliśmy jeszcze trochę miasta i tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz