Dzisiaj wystartowaliśmy z samego rana do Esfachan.
Podobno to taki irański Kraków. Oby mnie nie zawiódł.
Wystartowaliśmy o 07.00 rano. Temperatura była w sam raz
do jazdy - 17-18 st. Oczywiście w Iranie są autostrady tylko, że na wjeździe
zobaczyłem zakaz wjazdu dla motocykli. Dla naszych też? E, chyba nie.
Wjeżdżamy. Podjechaliśmy do pierwszej bramki z poborem opłat, a tam gość macha
ręką, żebym jechał dalej. Ok.? Usłyszałem jeszcze tylko ''Hello! Welcome to
Iran'' i tyle. Po drodze minęliśmy kilka patroli policyjnych i nikt na nas nie
reagował. Po jakimś czasie zajarzyłem o co w tym wszystkim chodzi. Prędkość
minimalna na autostradzie to 70km/h. Tutaj nie ma motocykli z dużymi
pojemnościami, a te małe mogą mieć kłopot z takimi prędkościami. Wszystko
jasne.
Kilometrów nam ubywało, a temperatury przybywało. W
pewnym momencie na wskaźniku pojawiło się 41 st.C. Jak się można schłodzić na
motku? Pozapinać szczelnie wszelkie wloty powietrza. Sprawa jest prosta.
Temperatura ciała to 36,6 st. na zewnątrz 41 st. zatem wymiana cieplna, fizyka
itp.
Wjechaliśmy na pustynię i dostaliśmy boczny wiatr.
Musiałem być bardzo czujny, żeby przypadkiem przy wyprzedzaniu mnie nie zniosło
za drogę.
Bardzo mi się podoba tankowanie w Iranie. Litr paliwa
kosztuje 0,7 zł, cały bak 21-23 zł, koszt przejechania 100 km to jakieś 5 zł.
Super!
Znalazłem umiarkowanie tani hostel z dostępem do netu i
zaraz uzupełnię bloga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz