Jednak samodzielnie nie uzupełnię bloga. Zablokowany jest
Facebook, Blogspot i wiele innych witryn. Niestety. Cenzura obyczajowa i
światopoglądowa działa i nie jest to fajne. Za to działa gmail i za jego
pośrednictwem wysłałem maila z relacją z wyprawy do Kacpiego, a on zrobił
resztę.
Zwiedzaliśmy dzisiaj Esfachan i to, co warto tu zobaczyć.
Na początku był Plac Imama Chomeiniego i Meczet Imama. I cóż? Po co mi było
jechać do Buchary i Samarkandy? Sam sobie krzywdę zrobiłem. Niestety tutejszy
meczet nie dorównuje temu, co jest w Uzbekistanie. Sam plac też jakoś nie
zabija swoim urokiem. Przez jego środek zasuwa morze samochodów i motorynek
nazywanych tutaj motocyklami. Generalnie jest ok, ale d... nie urywa. Esfachan
jest reklamowany, jako perła Iranu, że ojjjjojjjojjj! Jak dla mnie. Słabo.
Aczkolwiek sam Meczet Imama ma bardzo ciekawą ciekawostkę w sobie. Jest bardzo
misternie skonstruowany pod względem akustyki. Stojąc pośrodku głównej sali
modlitewnej, w centralnym miejscu pod kopułą, można zabawiać się
klaskaniem, tupaniem lub nawet śpiewem, a dźwięki są niesamowicie wzmacniane
dzięki właśnie całej konstrukcji sali. Śpiew sobie odpuściłem, ale klaskanie
było super.
Weszliśmy na bazar i za moment pojawił się jakiś
młodzieniec z propozycją prezentacji dywanów w miejscu o nazwie ''Flying
Carpets''. Ok. Poszliśmy od razu mówiąc, że nic nie kupimy, ponieważ jedziemy
na motkach. Odbył się pokaz składający się z herbaty, opowieści o wyższości
dywanów perskich nad tureckimi i prezentacji samych dywanów. Kolory i mozaiki nie w
moim stylu. A jak już wychodziliśmy Pan Sprzedawca był wyraźnie zniesmaczony. A
sam bazar, jak to bazar. Królują pamiątki dla turystów. Trochę rękodzieła,
trochę ciekawostek, trochę tandety. Tutaj też ''mistrz'' rękodzieła, w co
drugim sklepie stuka młotkiem w blachę ''tworząc'' nowe dzieło. Bajer to mają oni opanowany jak trzeba.
Tak było do południa. Potem przerwa. Lunch. Drzemka w
pokoju, bo temperatury ponad 40 st. i nie ma sensu gdziekolwiek wychodzić.
A po drzemce wdaliśmy się jeszcze w pogaduchy z
przedstawicielami różnych nacji. Są tu: parka Australijczyków, Szwajcarzy,
Japończycy i a jakże inaczej Polacy. Po kilku latach podróży w różne miejsca
stwierdzam, że przedstawiciele naszego narodu są w czołówce światowej wśród
zwiedzających świat na własną rękę. O tym wcześniej nie wspominałem, a
spotkaliśmy też Polaków w Armenii, w jakiejś miejscowości, której nazwy nie
pomnę.
Zmierzchało już i zrobiliśmy nawrót w stronę Bazaru i
Placu Imama Chomeiniego. Zrobiło się jakoś inaczej. Ojoj! Fajne, fajne, robi
wrażenie. A chodzi o następującą historię. Zrobiło się ciemno i cały plac,
włącznie z otaczającym go Bazarem, meczetami zostały podświetlone. Dodatkowo na
samym środku tryskała woda z fontanny dając przyjemny, chłodny powiew. A na
całym placu w różnych miejscach rozsiadły się jak na majówce wielopokoleniowe rodziny.
Przyjemnie było na nich popatrzeć. I nie było wcale tak, że walili czołem w
ziemię w pokłonie przed Allachem. Rzekłbym, atmosfera piknikowa. Absolutnie
świetny klimat. I teraz zacząłem rozumieć, o co tu chodzi. Zabytki może nie
zabijają, ale cała otoczka, atmosfera i klimat są niespotykane. Fantastyczne
zjawisko. Zmieniam zdanie Esfachan, szczególnie wieczorem, jest super!
Jeszcze tylko na chwilę wpadliśmy na Bazar w poszukiwaniu
jakichś sensownych suvenirów. Pierwszy, drugi sklepik i trzeci okazał się
ciekawy. Trochę wszedłem w pogawędkę z właścicielem i okazało się, że sprzedaje
swoje wyroby do Polski. W Krakowie, w okolicach Wawelu znajduje się ''Galeria
Perska'' i tam można kupić jego wyroby. Jak się pojawię w PL i w Krakowie to z
pewnością odnajdę to miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz