piątek, 12 lipca 2013

22. Iran - akcja powrotna



Pobudka tym razem o 05.00 rano. Kilka minut po szóstej byliśmy już w drodze do Tabriz i muszę przyznać, że kilometry jakoś tak raźnie uciekały. Może to zasługa tego, że wyjeżdżamy z gorących obszarów i jedziemy tam gdzie jest trochę chłodniej. Myślę, że w okolicy 30 st.

Raz na jakiś czas zerkałem na kardana i wygląda na to, że mechanik się sprawdził. 

W pewnym momencie daliśmy strzałę bok od głównej drogi. Zajechaliśmy do wioski z pomysłem, że może mają sklep i można kupić coś do picia. Nie mieli, ale z pobliskich gospodarstw ludzie zaczęli przynosić nam wodę i znowu czułem się jak kosmita. Dookoła biednie, ale ludzie zaciekawieni i przyjaźni.

Po drodze zatrzymaliśmy się, żeby czegoś się napić. W momencie, kiedy wyszliśmy z płynami na zewnątrz, ktoś tam zaczął coś pod nosem wspominać ''ramazan, ramazan...''. Ok weszliśmy do środka. 

Do Tabriz dotarliśmy w okolicy godziny 19.00 i ruszyliśmy w kierunku domu, w którym ostatnio mieszkaliśmy. Bez GPS umarł w butach. Ruch na ulicach Tabriz jest dramatyczny, a kierowcy? Szukałem jakiegoś zwrotu, który oddałby ich styl jazdy. Na początku pomyślałem sobie, że to styl jazdy ''niezdarny''. Ale jednak nie o to chodziło. Później wydawało mi się, że to styl ''nonszalancki''. To też nie to. Aż doszedłem do konkluzji, ''bo taaaak'' mi wygodnie, tak chcę, tak lubię. Do wyboru. Chodzi o zjawiska drogowe jak na przykład: dwa pasy wolne, a kierowiec jedzie środkiem mając linię oddzielającą pasy po środku samochodu, kierunkowskazy to zbędny dodatek do auta, po prostu kierowiec skręca, światła uliczne to informacja pomocnicza, wjeżdżanie z bocznej ulicy - musi uważać ten, który ma pierwszeństwo, piesi (?), a kto to taki? Co ciekawe, jedyne kolizje, jakie widziałem w mieście to wjazd w tył. Dla motocyklistów to mega ważna informacja. Nie hamować nagle, pieszych nie przepuszczać tylko omijać, uważać na dupsko i patrzeć w lusterka. To tak na szybko, co przychodzi mi do głowy.

Dojechaliśmy do naszej miejscówki i chwyciłem za telefon, żeby dać znać Akbarowi, że jesteśmy. I tu niespodzianka. SMS od Akbara, że niestety spania w domu jego przyjaciela nie będzie. Nie czekając ruszyliśmy na poszukiwanie jakiegoś łoża. Stanęliśmy kilka ulic dalej i od razu zrobiło się tłoczno wokół nas i maszyn. Pojawili się też Azerowie, którzy przyjechali do Iranu do lekarza. Z tego, co mówili medycyna tutaj stoi na wysokim poziomie i jest taniej niż w Azerbejdżanie. Trochę sobie porozmawialiśmy, po rusku tym razem i za moment znalazł się lokales z informacją, że zna dobry i taki hotel. Jakieś 2 minuty stąd. W międzyczasie znalazł się Akbar. Jedziemy? Jedziemy! Jedziemy... Trochę dłużej niż 2 minuty, ale hotel rzeczywiście jest. Nawet fajny. Jaka cena za 3 osoby? 35 USD. Nieeeee, no przegięcie. Wychodzi 35zł za osobę. Szukamy czegoś tańszego, ale zanim? Możemy dać 20 USD. Może być? Mogło.

Zacząłem rozpakowywać graty, ale nie było mi dane, ponieważ zaprzyjaźnieni Azerowie bardzo serdecznie zaczęli zapraszać mnie do ich samochodu. Nie wiedziałem kompletnie, o co im chodzi. Wsiadłem do środka, a tam samogon. ''100 gram wazmiosz''? W sumie już po 13.00, to chyba na żądanie raz można. Ciepły był jak...(?) samogon przechowywany w temperaturze 50st. Może być. Totalna konspiracja, chowamy się w samochodzie, ramadan przecież jest, a dookoła kilkanaście osób. Zaczęliśmy trochę rozmawiać na tematy różne. Wspomniałem, że jechaliśmy przez Armenię. Otrzymałem, okazało się podchwytliwe pytanie w stylu: ''A jak tam Ormianie''? Jak tylko powiedziałem, że ok, to chyba trochę w nich zabulgotało. Odżyły wspomnienia z wojny z 1991 roku. Widać, że te dwa narody chyba jednak nie mogą żyć w zgodzie. Mój towarzysz od ciepłego samogonu był w załodze czołgu i z tego, co mówił wjechał na minę. Jak nie wyje*ało!!! Od tego czasu ma problemy ze zdrowiem. Cóż mogę dodać? Wojna jest do dupy. Kręcą ją politycy, a proletariat obrywa. Kto ma rację? Każdy swoją.Tyle!

A na wieczór Akbar zorganizował imprezę. Impra w Iranie! ''Akbar, bo my mamy prezent dla Ciebie. 1,5 litry. Zabieramy''? Zabieramy. Tylko trochę mniej, bo w pokoju wznieśliśmy z Akbarem toast. I drugi też.

Irańska impreza młodzieżowa. Ciemno już było i pojechaliśmy na jakieś wzgórze, z którego widać było panoramę rozświetlonego Tabriz. Klimatycznie. Kumple Akbara rozściełali dywany, my postawiliśmy colę, a za moment pojawiły się irańskie dziewczyny. Nie wiem, czy to przypadek, czy nie, ale jedna przyszła z bratem, a druga była chyba dziewczyną brata. Generalnie, jak już wielokrotnie wspominałem, jednym z celów irańskiej eskapady jest poznanie zwyczajów i obyczajów tubylczych. Co oczywiste relacje damsko-męskie wchodzą w skład prowadzonych badań. W tej sytuacji zastosowanie narzędzia badawczego w postaci obserwacji uczestniczącej wydaje się najbardziej adekwatne.

Wracając zatem do zdarzenia ''Irańska Impra Młodzieżowa'' bufet to herbata i jakieś ciastka zakupione w pobliskiej piekarni. Siedzieliśmy sobie na dywanie rozłożonym na trawie i toczyły się mniej lub bardziej udane dialogi. Badanie postanowiliśmy urozmaicić wprowadzając nowy bodziec. ''To co? Po maluchu?''. Czekałem krótko na reakcję. ''Nie ma sprawy''. Zarówno płeć męska, jak i damska ochoczo skorzystała z zaproszenia. Ramadan nie był przeszkodą. Raz na jakiś czas dziewczynom wiatr zwiewał chustki z włosów, ale nie widziałem, żeby budziło to u kogokolwiek jakieś zakłopotanie. Bardziej chyba obawę, że pojawi się jakiś nawiedzony i może z tego wyniknąć zamieszanie.

Tak sobie gawędziliśmy, trochę było wesołych akcentów, ale teraz widzę, że ten cały układ religijno-polityczny nie jest przez nich akceptowany. Dziewczyny jednoznacznie stwierdziły, że ten system to ''shit''. Ograniczenia dla kobiet są wszędzie: praca, dom, sposób bycia, ubiór, kontakty z innymi ludźmi. Dużo tego. Faceci też nie mają lekko. Poderwać dziewczynę, umówić się na randkę, zabawić się? Słabo.

Esfachan - Tabriz 890km






























Foty robione komórką. Sorry!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz