|
fot.Rafał Mysiorek |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Rafał Mysiorek |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
|
fot.Mirek Smoczyński |
Dzień 13 – 16 lipca 2011:
Startujemy z Tbilisi na ''Gruzińską Drogę Wojenną'' w kierunku granicy z Rosją. Jeszcze rano dyskutujemy różne warianty najtrudniejszej, bo politycznej części wyprawy. Wariant podstawowy, z planu wyjazdu - jedziemy do Kazbek i wracamy w stronę Abchazji i dalej w stronę Rosji. Jeśli nie przejedziemy, to zostaje złapanie jakiegoś promu na Ukrainę i jest to drugi wariant. Trzeci to próba przekroczenia granicy na drodze wojennej. Być tak blisko i nie spróbować szczęścia byłoby co najmniej dziwne. Gruzińska Droga Wojenna to jakieś 130 km jazdy z Tbilisi w kierunku granicy z Rosją. Do Gudouri jedzie się dość sprawnie, a droga to asfalt bez większych ubytków. Później sytuacja się zmienia. Jedziemy znowu w ''stójce'', bo tak łatwiej manewrować na szutrach, wybojach i mazi błotnej. Potem znowu pojawia się dość dobry asfalt, a potem do granicy już tylko ''stójka''.
Po drodze mijamy tzw. ''Iron Water'', jak to nazwali lokalesi, czyli bijące z wnętrza ziemi źródło z dużą zawartością żelaza. Zbocze, z którego płynie strumień wygląda tak, jakby ktoś, np. ekipa monterów drzwi i okien opróżniła tysiące pojemników z pianką uszczelniającą. Dokładnie taki kolor-kawa z mlekiem mają tu skały. Zatem Panie w ciąży, tu jest wasza "Mekka". Widoki na trasie robią wrażenie.
Jedziemy doliną, a otaczają nas góry wysokie na ponad 3000 mnpm, obrazki jak z pocztówki. Jedziemy dalej, aż wreszcie jest. Granica gruzińsko-rosyjska. Robimy małe przetasowania w sprzęcie, przygotowujemy paszporty, dokumenty motocykli i ruszamy. Gruzin w budce trochę się zdziwił na nasz widok, ale zaczął sprawdzać przez radio, czy w ogóle możemy wjechać na terem odprawy. Minęło kilkanaście minut i jedziemy już dalej. Odprawa po stronie gruzińskiej to pestka. Między posterunkami straży granicznej obu państw znajduje się strefa buforowa, ale jadąc w oddali widzę już część rosyjską. Robię krótkie ujęcia otaczających nas widoków, a przy okazji też z daleka kręcę przejście graniczne. Dojeżdżamy do kolejki samochodów i grzecznie ustawiamy się do wjazdu. Nie ma możliwości, żeby pojechać bokiem, więc czekamy. Kolejka przesuwa się niemrawo, a w górze słychać niewesołe pomrukiwanie. To była wyłącznie kwestia czasu jak dopadł nas deszcz. Na szczęście byliśmy już na to przygotowani i jak strażacy podczas alarmu ogniowego (a tutaj deszczowego) szybko naciągnęliśmy nasze wdzianka przeciwdeszczowe. Staliśmy tak, aż wreszcie zrobiła się luka i dojechaliśmy do bramy wjazdowej na granicę. Tutaj otrzymaliśmy talon na wjazd. Podjeżdżamy do okienka z odprawą paszportową. Przesympatyczna pani zaczęła bardzo szczegółowo oglądać każdą kartkę mojego paszportu. Sprawdzała absolutnie wszystko. Od wklęsłości napisów na okładce po klej pod moją wizą wjazdową do Rosji. Nie przeszkadzało nam to w prowadzeniu wesołej pogawędki. Pomyślałem sobie, że skoro tak skrupulatnie sprawdza wszystko to chyba jakieś szanse na przejazd są. Inaczej zobaczyłaby paszport i powiedziała ''daswidania''. W pewnym momencie pojawia się jakiś oficer i mówi mi ''Rafal, chadij sa mnoj'' (czy jakoś tak, mój rosyjski to katastrofa). Pani w okienku ciągle ma mój paszport i mówi, że ona za mnie wypełni ''imigration kart''. Kurczę jestem w szoku. Wygląda na to, że sprawy posuwają się powoli, ale do przodu. A tymczasem równie przesympatyczny oficer zaczyna robić mi „odpytkę” z: „a skąd, a dokąd, a ile dni tam, a ile dni tu, a po co, a co robię w Polsce?” Pyta mnie jeszcze o kamerę. Czy ich specjalista może ją obejrzeć? Jasne, że tak, więc zostaję bez niej. Ale wszystko miło się toczy, z uśmiechem na twarzy, z żartem, a nawet z przeprosinami za te wszystkie pytania, ale właśnie ma taką durną robotę. Później prowadzimy sobie już ''luźną'' pogawędkę, ale raz na jakiś czas wracają te same pytania, tylko, że zadane w inny sposób i w innym kontekście. Kurcze, sam zawodowo zajmowałem się headhuntingiem i rekrutacją ludzi, więc jakieś pojęcie o przesłuchiwaniu mam. Wszystko to jest bardzo czytelne. Kamery jeszcze nie mam, ale teraz przychodzi czas na speców od trzepania bagażu. Idąc do motocykla przechodziłem obok budki z odprawą paszportową i właśnie odzyskałem mój paszport z wypełnionymi papierkami. Pani bardzo mi pomogła. Na granicy jest totalne trzepanie samochodów. Są specjalne kanały do obejrzenia ich od spodu. Do oglądania dachów TIRów są specjalne podesty. Pełna profeska. Każdy wjeżdżający samochód przechodzi szczegółową kontrolę. Ludzie stoją z pootwieranymi torbami i czekają na łaskę pańską. Otwieram kufry i czekam na moją kolej. Smoku też już przeszedł przesłuchanie i czekamy razem. A pan pogranicznik tylko spojrzał od góry na nasze kufry i powiedział, że to wszystko i możemy jechać. To super! Ale gdzie moja kamera? Czekamy jeszcze chwilę i oto jest. Możemy ruszać. Odpalamy maszyny i już mamy wyjeżdżać, a tu woła nas jeszcze jeden i mówi, że mamy zaczekać. Kurcze, co znowu? Trzeba jeszcze wypełnić papiery na wwóz motocykli. Pan pyta, czy po rosyjsku damy radę? Nasza odpowiedź była spójna - że nie za bardzo. Zatem Pan wziął się do roboty i zaczął je wypełniać za nas. Super! Znowu nam pomogli. Po blisko 3 godzinach odprawy wyjeżdżamy już z granicy i zatrzymujemy się przy ostatnim szlabanie po to, żeby oddać ten talon co go otrzymaliśmy na bramce wjazdowej.
Jest 16 lipca 2011r. WJECHALIŚMY DO ROSJI!!!
Urealnia się plan objazdu Morza Czarnego na kołach. Odjeżdżamy od granicy jakby w obawie, że nas zaraz zawrócą, bo się pomylili. I dojeżdżamy do Władykaukazu na chwilę oddechu po odprawie i zebranie myśli. Sprawdzam mapy, drogi i w ogóle, gdzie mamy teraz jechać, bo byłem słabo przygotowany na taki wariant. W kamerze ubyło mi klipu z wjazdem na granicę Rosyjską. Niestety, tym razem żegnaj Abchazjo! Celem było objechanie Morza Czarnego, zatem łapiemy okazję. Może będzie jeszcze sposobność się spotkać w innych okolicznościach. Moje pierwsze wrażenie z wjazdu do Rosji? Jakoś tak tu smutno i szaro. Tymczasem stoimy na parkingu i robimy ze Smokiem naradę co dalej mamy zrobić? Podjeżdża auto. Wysiada taki dość postawny jegomość. Oj! Czujność rośnie! A on pyta, czy może jakoś pomóc? Wskazuje nam właściwą drogę i już wiemy co dalej. Stoimy jeszcze chwilę i podjeżdża drugi z tym samym pytaniem. Podjechaliśmy na stację benzynową, ale kartą płacić nie można. Potem druga i trzecia też nic, a my bez kasy. Pytamy Rosjan o jakąś wymianę waluty, a oni na to, żebyśmy jechali za nimi to pokażą nam gdzie jest bank. Mamy już kasę, zatem korzystając z okazji jemy coś na szybko w barze tuż obok. Bardzo mili ludzie tam pracują. Refleksja-może tu i jakoś szaro, natomiast ludzie, których do tej pory spotkaliśmy są bardzo życzliwi i pomocni. Wiemy już jak mamy jechać - Armavir, Majkop, Tuapse i będziemy nad Morzem Czarnym. Dzisiaj już nie dojedziemy, ale spróbujemy ujechać jak najdalej. Droga nie jest niestety łatwa. Jest dość dużo policji, więc trzeba ostrożnie z szybkością. Na drogach głównych Hindustan normalnie. Krowy łażą bez jakiejkolwiek kontroli. Blokuje się ruch, a koła zapadają się w pozostawione przez nie kupy. My, starym zwyczajem polskich spryciarzy drogowych, łapiemy ''zająca'' i grzejemy za zderzakiem odważnego kierowcy. Za Nalcik zaczęła się autostrada i odkręciłem manetkę z myślą, że odzyskamy trochę straconego na granicy czasu. Niestety po kilku kilometrach jazdy okazało się, że przejechać nie damy rady, bo autostrada jest zamknięta. Jedziemy jakimś objazdem, ale mam poczucie, że droga wiedzie donikąd. Zatrzymaliśmy się, a chwilę za nami również Leksus. Gość na migi pyta, czy wszystko jest ok, a ja w ten sam sposób odpowiadam, że nie. Zaczynamy rozmawiać i mówimy co się dzieje. A on na to, żebyśmy za nim jechali to nas wyprowadzi. Pytam jeszcze o miejsce do spania i czy na przykład Mineralnyje Vody są ok. Jego odpowiedź: ''Tam samyje kurwy'', przekonała nas, żeby noclegu poszukać w innym miejscu. I tak cięliśmy za nim jakieś 100 km sprawnie omijając patrole policyjne, aż dojechaliśmy na miejsce już późnym wieczorem.