poniedziałek, 8 lipca 2013

18. Iran - motocyklowy kaszmar!

Czytałem o tym w różnych relacjach z wypraw. Widziałem zdjęcia, filmy i filmiki. Zawsze byłem pełen uznania dla ludzi, którzy się z tym zmagali i nawet zastanawiałem się jak to jest, jak się trzymają w tak trudnych sytuacjach? Byłem ciekaw, co nie oznacza, że strasznie bardzo chciałem tego doświadczać.

Wstaliśmy wcześnie rano, żeby pojechać do Shiraz i Persopolis. Temperatura na zewnątrz idealna do jazdy - 23-25 st. Wyjechaliśmy z Esfachan bardzo sprawnie, a droga była super. Można było nieźle pomykać. Ujechaliśmy jakieś 150km. W pewnym momencie poczułem jakieś dziwne wibracje na moim motku. Myślałem w pierwszej chwili, że może to coś z drogą jest nie tak? Ale nie, to zdecydowanie maszyna. Dodałem gazu, motocykl coraz dziwniej zaczynał wibrować. Zatrzymałem się na poboczu, żeby sprawdzić, o co chodzi? I tu pojawiło się pierwsza faza doznań motocyklisty ''Otumanienie'', czyli: Czy to się dzieje na prawdę? Ale to mi się stało? Może za moment, jak go odpalę to się samo naprawi? Nie naprawi się sam. Niestety.

Faza 2 ''A co się w ogóle stało''? W zakątkach umysłu czai się nadzieja. Może to nic wielkiego? Wystarczy śrubokręt, taśma, super glue i pojedziemy dalej? Czasami tak jest. Dzisiaj nie. Z okolicy skrzyni biegów unosił się dym. Obudowa kardana rozgrzana jak byk na korridzie. Razem z Pawłem i Korkiem robimy oględziny i wszystko jasne. Rozsypał się krzyżak i łożyska na kardanie. Kaszmar! To nie jest drobna awaria.

Faza 3 ''I co teraz mister''? Stałem tak sobie pośrodku pustyni myśląc ''I co teraz mister?''. Totalny kaszmar! Jestem w obcym kraju, nie jest to EU, do Polski jakieś 6000km, nikt tu nie jeździ BMW i serwisu zapewne nie ma, karty kredytowe nie działają, a gotówkę mam odliczoną, wiza kończy się za kilkanaście dni, jestem w kraju, odizolowanym od świata, na który zostały nałożone różnorakie restrykcje. Totalna gonitwa myśli. Kiedy ja w ogóle wrócę do domu i w jaki sposób? Kaszmar! Narasta stres, a emocje walczą z racjonalizmem. No dobra. Nie ma sytuacji bez wyjścia.

Faza4 ''Nie ma co tak siedzieć po próżnicy''. Zastanawiałem, co w tej sytuacji będzie najlepsze? Może zaholować maszynę do pierwszej miejscowości i tam podjąć się naprawy, może Korek by sam pojechał i załatwił jakiś transport, a może wracać 150km do Esfachan? Decyzja. Wracamy do Esfachan, ponieważ jest tam więcej możliwości naprawy i jeśli będzie potrzeba większej ilości czasu na ściągnięcie części, to łatwiej będzie tam to zrobić niż w wiosce na pustyni. A ponadto, co my na tej pustyni mamy robić? Po kilku nieudanych próbach Koras złapał pick-up'a. Wtoczyliśmy maszynę i ruszyliśmy do hostelu, w którym mieszkaliśmy. Cały czas mam gonitwę myśli: naprawa, mechanik, co będzie i jak? Powrót do Esfachan to była dobra decyzja. Złapaliśmy szybko miejscówkę w hostelu, a jego obsługa szybko wskazała nam działającego tuż obok mechanika.

Faza 5 ''Czy to się da naprawić?''. Nie jest łatwo. Części zamiennych raczej tu nie znajdziemy. Trzeba wszystko rozebrać i wtedy zobaczymy, co z tym można zrobić. Tak też się stało. Najpierw ogarnęliśmy się z naszymi rzeczami, a później wróciłem do mechanika, żeby podziałać przy motocyklu. W międzyczasie uruchomiłem gorącą linię z Andrzejem, naszym mechanikiem w Polsce i w razie czego zorganizujemy przesyłkę części. Okazało się, że DHL tu działa. Trochę pomocowaliśmy się z krzyżakiem, aż udało się go wydostać na światło dzienne. Masakrycznie wyglądał razem z wałem. Złom. Mechanik się uśmiecha i mamrocze coś po swojemu, a ja na to, że: ''Nie farsztejen Panie Kochany''. To sobie pogadaliśmy. Na szczęście pojawiła się jakaś dziewczyna i zaczęła tłumaczyć słowa mechanika. Spróbuje naprawić łożyska i krzyżak. Jeszcze raz, czy dobrze rozumiem? Tak spróbuje naprawić, choć nie obiecuje. Jak jutro przyjdę to wszystko będzie jasne. Zacząłem się nad tym zastanawiać i kurcze to jest możliwe. Za czasów komuny w Polsce, kiedy nie było niczego, oczywistym było, że pewne części się dorabia, zamienia podobnymi albo regeneruje tak jak kiedyś np. drążki kierownicze. Odizolowany Iran musi radzić sobie sam. W jakiś sposób samochody tu jeżdżą i maszyny działają. Ponadto, z tego, co zrozumiałem, mechanik ma zawieźć części do wyspecjalizowanego zakładu, więc nadzieja na nowo ożywa. Generalnie nie ma, co się podniecać. Wszystko okaże się jutro.     

Faza 6 ''A tymczasem''? Coś trzeba zrobić z resztą dnia. Po tym wszystkim, co się wydarzyło miałem ochotę sobie strzelić browar, ale alku tutaj brak. Najpierw złapało mnie zmęczenie. Chwila drzemki to było dobre rozwiązanie. Potem poszliśmy na miasto z myślą wypicia herbaty pod Mostem ''33 Przęseł''. Jak to w Iranie bywa, co chwilę słyszeliśmy ''Hello'', ''Welcome in lub już lepiej to Iran''. Usłyszeliśmy też ''Excuse me. Can I talk to you''? Zaczepiła nasz dziewczyna (Ojciec stał, obok), która dość sprawnie mówiła po angielsku. Standardowy zestaw pytań, ale jakoś widać było u niej zaciekawienie, a nie tylko wzorową uprzejmość. Jakoś tak wyszło, że padło pytanie w stylu: ''A gdzie tu można kupić wino''? Panna wyraźnie się zmieszała i odpowiedziała, że to ''illigal'', czyli nielegalne jest. Czujność na niuanse w wypowiedzi. Zaraz, zaraz ''nielegalne'' to nie to samo, co ''nie ma''. Pauza na naszej strony. Panna coś tam pomamrotała z ojcem i ciąg dalszy był następujący: ''Chyba, że w dzielnicy chrześcijańskiej''. Aha?! Mamy trop. Most poczeka, a my obraliśmy azymut na Khaghani str. w dzielnicy Jolfa. Za 5 zł dostaliśmy się tam taksówką i zaczęliśmy się rozglądać dookoła w poszukiwaniu jakiegoś znaku od Najwyższego, który wspomoże w potrzebie utrapionych wędrowców. Podeszliśmy pod kościół. Niestety zamknięty. Hotel Jolfa. Bardzo wypasiony. Chłopaki zrobili zwiad. Za pokój 3-osobowy trzeba zapłacić 42 USD, ale warunki luksusowe, szwedzki bufet na wypasie. Cena nie jest, więc wygórowana. Dookoła jakoś tak na bogato. Mercedesy, BMW, piękna galeria handlowa. Kobiety odsłaniają więcej włosów, umalowane, ubrania mają kolorowe. Gdyby nie chusty na głowach - Europa! I żeby było jasne. Moje zainteresowanie płcią przeciwną ma wyłącznie charakter poznawczy, a celem jest odczarowanie mitu o kobietach zamkniętych w czterech ścianach, pozbawionych dostępu do świata. Tutaj też słyszymy ''Hello' i inne takie, ale jest to świetny pretekst do uruchomienia konwersacji. I znowu wymiana słowna: ''Wino'', ''Illigal'', pauza, ''Chyba, że u Ormian'', ''A gdzie oni?'', ''Tam''. No to idziemy. Rozmawiamy sobie trochę. Najpierw, że nie ma wina. Po chwili Panowie zawołali jeszcze innego i to samo ''nie ma wina''. Pauza. Ale jak byśmy chcieli to wódka jest. Armeńska, rosyjska i koniak też się znajdzie. Poprosimy armeńską.

A już w pokoju hostelowym, za zamkniętymi drzwiami i szczelnie zasłoniętymi oknami wsłuchując się w muzę Marleya toczyliśmy wieczorne Polaków rozmowy.
Jutro okaże się, co z motocyklem. Mam już kilka wersji na dalszy ciąg zdarzeń.





3 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że taka wyprawa na kołach na pewno jest fajna gdyż można poznać bardzo dużo miejsc. Jednak ja dopiero co zamierzam kupić auto więc jeszcze wszystko przede mną. Nawet czytałam jak zarejestrować samochód https://kioskpolis.pl/rejestracja-samochodu-w-2020/ gdyż w dzisiejszych czasach może to być trochę utrudnione.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń