czwartek, 4 lipca 2013

14. Iran – pierwsze wrażenia



Od rana zajęliśmy się formalnościami wjazdowymi. Nie ma sensu się gorączkować. Spokojnie. Wszystko ma swój rytm i tak niech pozostanie. Mieliśmy trochę szczęścia w tej całej zadymie, ponieważ z pomocą przyszedł nam Akbar. Był naszym tłumaczem. Bez jego pomocy byłoby trochę trudno się dogadać. Około 14.00 mieliśmy wszystkie formalności załatwione. Zapytałem tylko jeszcze Akbara czy zna jakieś tanie noclegi w Tabriz i znał. Możemy się zatrzymać u jego znajomego. Zarombiście. Przyniósł mi tutejszą kartę SIM. Zdzwonimy się jak już będziemy w Tabriz.

Jechaliśmy bardzo spokojnie podziwiając widoki. Na pograniczu z Azerbejdżanem jest pięknie. Góry dookoła, słońce świeci niebo błękitne. Czego więcej można chcieć? Zatrzymałem się na chwilę, żeby zrobić foty i chyba niepotrzebnie. Teraz zauważyłem, że tuż obok była strażnica. Już mnie wołają do kontroli. Strażnik spojrzał na moją kamerę i coś tam mamrocze po swojemu. Kuźwa, jak mi wyciągną kartę to materiał z całej wyprawy szlag trafi. Zaczęły się telefony na granicę. Katastrofa. Jeszcze chwila i ... Możemy jechać. Uff.. udało się!   

Nawigacja bezbłędnie doprowadziła całą naszą ekipę do umówionego z Akbarem miejsca. Do naszego spotkania była jeszcze godzina a my zaczęliśmy robić za Rolling Stones. Zleciała się gromada lokalnego społeczeństwa, żeby pooglądać takie dziwolągi jak my. Dziki tłum. Czasami znalazł się ktoś mówiący po angielsku i można trochę pogadać. Od razu zainteresowały mnie kobiety. Oczywiście w obszarze stereotypów dotyczących relacji damsko-męskich. Nie jest to prawda, że siedzą pozamykane w domach. Tutaj przechadza się ich bardzo dużo i nie są ubrane całe na czarno, a wręcz odwrotnie. Kolorowe chusty, które nie zawsze szczelnie zakrywają włosy. Do tego umalowane, uśmiechnięte, śmigają pewnym krokiem po ulicach. Podchodzą do nas i pytają, czy mogą zrobić zdjęcia z nami, motkami. Rozmawiają normalnie, bez większych oporów. Szaleństwo przy motocyklach trwało ponad godzinę. Zero agresji. Duże zainteresowanie.

Wreszcie pojawił się Akbar i mogliśmy zniknąć. Zaprowadził nas do mieszkania swojego kumpla i zajęliśmy całe 1 piętro. Spanie na podłodze, ale jest prysznic i motki bezpieczne. Z pracy wrócił już kolega Akbara i zaczęliśmy ''tradycyjną kolację'' irańską - arbuz, wino i wódka. Nie, to nie żart. Wino i wódka. Oficjalnie oczywiście alkoholu w Iranie nie ma, tylko jak to zwykle bywa, jeśli coś jest zakazane to z klucza robi się miejsce dla ''czarnego rynku''. Z tego, co mówił Akbar, ludzie walą wódę w czterech ścianach. Jeżeli natomiast policja wyczuje alkohol od Irańczyka spacerującego po mieście, od razu dostaje 80 pał za karę. Oczywiście publicznie.      

Chłopaki zabrali nas na wieczorny spacer po mieście. Jedziemy do Parku Shahgoli. Jest czwartkowy wieczór, piątek w Iranie jest dniem wolnym, więc tłumy przyszły tu na ''balangę'' przy kebabie i powietrzu. Przyjechały tu cale, wielopokoleniowe rodziny. Dorośli (mężczyźni i kobiety), dzieci, starsi. Wszyscy. Jest w parku miejsce na namioty i widać, że część towarzystwa szykuje się na nocne czuwanie. Mnóstwo ludzi spaceruje wokół jeziora. Nikt oczywiście nie pije, ale nastroje są pogodne. Co jakiś czas pada ''hello'', ''welcome in Iran'' itd. Kobiety nie uciekają i od czasu do czasu od nich pada też ''hello''.

My też poszliśmy na kebab. Generalnie nie przepadam, tym bardziej za baranem. Tu jednak się skusiłem i warto było. Tutaj jest to mięso mielone, dobrze przyprawione i podane jak długi kotlet mielony plus dodatki. Czasami z ryżem lub z plackiem. Dooobre! Jak można się domyślić wzbudzaliśmy zaciekawienie tubylców i nawet z jedną z rodzin się skumplowaliśmy. Trochę sobie porozmawialiśmy, a potem to już sesja zdjęciowa. Nie było jakiegokolwiek oporu ze strony kobiet i mężczyzn. Super!

Wróciliśmy do domu po 01.00 w nocy. Trzeźwi! Dawno nie pamiętam takiej imprezy.  

Iran granica-Tabriz przejechane 220km










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz