Właśnie. Zanim odleciały to jednak trochę się podziało. Nie pamiętam kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy ze Zbyszkiem i Grześkiem. Mogło to być jakoś z końcem grudnia 2013. Nasze spotkanie miało charakter wzajemnego "obwąchania" się. Generalnie nie miało wnosić czegoś nowego, przełomowego, ale chodziło o to, żeby zobaczyć, czy fale, a w szczególności nadawanie na nich jest w miarę podobne. Wstępnie było ok. Mój stan na wtedy...rozum podpowiadał: "zastanów się jeszcze, miałeś wyluzować...", a w duszy grało, oj grało! Jakoś po skórą czułem, że pojadę. Chyba gdzieś głęboko, w nieświadomości decyzja już zapadła. Daliśmy sobie jednak czas na ostateczne decyzje do końca marca. Ja postanowiłem, jak to się mówi "płynąć z prądem". Inaczej mówiąc, a niech się samo podzieje. Trochę to nie w moim stylu, ale cóż? Raz na kilkanaście lat mam prawo chyba wyluzować.
I przyszedł marzec. Coś trzeba było zadeklarować. W międzyczasie Grzesiek odpadł, bo robota. U mnie też to była niewiadoma. Jak się pracuje na zlecenia, to nigdy nie wiadomo, czy będą? Zatem moja deklaracja brzmiała ok. Jedziemy. Odpuściłem sobie myślenie do przodu i po prostu trzymałem się kurczowo pierwotnego planu "a niech się samo podzieje". Wiedziałem, że momentem przełomowym będzie załadunek motków na statek. Miało to się zadziać na przełomie maja i czerwca. A do tego czasu? Wszystko się może zdarzyć. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, czas był wziąć się do roboty. Do ogarnięcia było kilka tematów:
I przyszedł marzec. Coś trzeba było zadeklarować. W międzyczasie Grzesiek odpadł, bo robota. U mnie też to była niewiadoma. Jak się pracuje na zlecenia, to nigdy nie wiadomo, czy będą? Zatem moja deklaracja brzmiała ok. Jedziemy. Odpuściłem sobie myślenie do przodu i po prostu trzymałem się kurczowo pierwotnego planu "a niech się samo podzieje". Wiedziałem, że momentem przełomowym będzie załadunek motków na statek. Miało to się zadziać na przełomie maja i czerwca. A do tego czasu? Wszystko się może zdarzyć. Jakkolwiek by na to nie spojrzeć, czas był wziąć się do roboty. Do ogarnięcia było kilka tematów:
- Przygotowanie motka
- Wizy i różne inne papiery
- CPD, czyli dokument celny
- Logistyka związana z wysyłką motka
Chyba najłatwiej poszło mi z przygotowaniem maszyny. Po powrocie z Iranu oddałem motka w ręce specjalisty. Jak zwykle Andrzej z Motomotion okazał się niezawodny. Wymienił wszystko co było do wymiany i w zasadzie niewiele zostało do zrobienia tuż przed wyjazdem. Drobiazgi tylko takie jak olej, filtry. Po prostu kosmetyka. Zmieniłem tylko opony na TKC80, a na zapas zostawiłem Metzelery Tourance. Reszta sprzętu już była gotowa z poprzednich lat. Nic tylko zapakować i jechać. Chociaż, jednak pojawiły się pewne modyfikacje. Przykładowo, nie zabieram tym razem butli i palnika, a w zamian grzałkę. Dokupiłem też Power Bank i sam jestem ciekaw jak się sprawdzi. Reszta sprzętu to standard i chyba nie ma co się rozpisywać.
I tak jakoś się samo toczy...
I tak jakoś się samo toczy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz