Dzień 25, 17.07
Nie ma zmiłuj. Niechybnie zbliża się koniec imprezy.
Wieczorem zrobiliśmy sobie wieczorek pożegnalny przy miejscowej whisky. Rano
ciężko było się dźwignąć. Lecimy na Hrebenne. Jakoś wszystkim pasuje, żeby w
Zamościu się rozjechać.
Na przejściu granicznym kolejka na 4 godziny stania.
Czułem, że przedostanie się z UA do PL będzie najbardziej uciążliwe. W żadnym z
krajów Azji nie było takich kolejek. Chyba rzeczywiście tutaj zaczyna się
Europa. Nie mamy potrzeby, żeby wciskać się na bezczela przed samochody.
Kierowcy aut stojących w kolejce sami nas namawiają, żeby przeciskać się dalej.
Jest niestety bardzo ciasno, więc dajemy bokiem po trawie i kratkach
kanalizacyjnych. Potem kawałek po chodniku i wjazd na przeciwny pas ruchu.
Minęliśmy jakieś 2/3 kolejki i zatrzymał nas pogranicznik. Gadka szmatka i
przesuwamy się dalej. I tak dojechaliśmy na samo przejście. Motocykle mają
dobrze.
Dojechaliśmy w końcu do Zamościa i wpadamy na
konkretne europejskie żarcie (a w zasadzie amerykańskie). Chłopaki biorą zestawy
Big Maca, Cheesburgera i coś tam jeszcze, a ja Filet-o fish plus dodatki. To
jest wyżerka godna podróżników.
Tutaj żegnamy się z Pawłem. Kręcę parę kadrów na
pożegnanie i załapałem, że rok wcześniej, dokładnie na tym parkingu, kręciłem
też ostatnie sceny z wyprawy dookoła Morza Czarnego.
Trochę z Piotrkiem ujechaliśmy i zaczęło padać, więc
zakładamy nasze wdzianka i pomykamy do Lublina. Tutaj nasze drogi się rozstają.
Piotrek skręca na Białystok, a ja sunę na Wa-wę.
Do domu dojeżdżam około 18.
KONIEC!
Aga, dzięki za wsparcie!
Przejechane - 650 km
40 km za Żytomirem - garaż, koniec trasy
KONIEC...??? What the faka???
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz