piątek, 29 sierpnia 2014

43. Egipskie ciemności? Nie! Ciemnota egipska...

28 sierpnia

Czytelnik bloga i kibic wyprawy Tomasz (mój serdeczny przyjaciel) napisał w SMS'ie: ''Trzymaj się bracie-teraz już z górki''. Odpisałem: ''K..wa. Z jakiej górki. Miałem być dzisiaj w Izraelu, a jestem w Sharm el Sheikh...''.

Możliwe, że podczas czytania tego posta(u), przydatna będzie google maps. Start Safaga, koniec Taba/Eljat. Prosta trasa. Ponad 700km.

Z Safagi wyruszyłem planowo, lekko po 8.00 czasu lokalnego. Temperatura bardzo korzystna, bo około 30st.C i jeszcze wiatr od morza. Bardzo przyjemny start i w zasadzie cała droga do Suezu była przyjazna motocykliście.

Jeszcze kilka fot porannych w Safaga.





Po prawej stronie morze po horyzont, a po lewej pustynne piaski. Piękne krajobrazy, tylko jakoś nie miałem czasu na zrobienie fot.

Przez Kanał Sueski przejechałem Tunelem Sueskim, który, jak to tunel, przebiega pod kanałem. Myślałem, że będzie dłuższy, a tu...kilkadziesiąt metrów i koniec. Jakby na to nie spojrzeć właśnie wjechałem na Półwysep Synaj. Spojrzałem na nawigację. Do Taba pozostało 270km, czyli trzy godziny jazdy i może jeszcze się odprawię do Izraela. Plan prosty w wykonaniu...Plany..he, he, he. 

Ruszyłem żwawo z wizją dojechania do granicy. Na pierwszym check point w miarę sprawnie poszło i pełen energii mknąłem, jak pojedyncze stado mustangów. Najechałem już może 60-70km i następny check point. ''No, no...desert road. Back, back...''. Zatkało mnie, tak jak rzadko mnie zatyka. Zostały mi przecież tylko dwie godziny jazdy do granicy. Prawie już ją widziałem z miejsca, gdzie właśnie stałem. Ale o co tu chodzi? To dla mojego bezpieczeństwa. Obok mnie przejeżdżały samochody w upragnionym przeze mnie kierunku, więc zapytałem jak to jest? ''Życie Egipcjanina nie ma tu wielkiej wartości. Ale obcokrajowca, to co innego''. Koniec. Nie przejadę. Byłem zmuszony do odwrotu i jazdy objazdem przez...Sharm el Sheikh. I tutaj wydobyła się w moich wnętrzności wiązanka biesiadna z pozdrowieniami zza kupy kamieni!!! Sam nie wiedziałem, że znam tyle przekleństw i te składnie językowe...poezja pisana prozą z inspiracjami zaczerpniętymi z Pragi Północ. Najbardziej byłem wściekły, że na pierwszym check poincie nic mi nie powiedzieli. Nakręciłem bez potrzeby 120-140km i straciłem prawie dwie godziny czasu.

Wróciłem do miejsca, w którym krzyżują się drogi główne. Spojrzałem na tablicę, na której wymalowane było Sharm...360km. Na zegarku dochodziła 17.00, czyli jeszcze jakieś dwie godziny słońca. Jeśli bym docisnął, to w trzy godziny mogę dojechać.




Zacząłem cisnąć próbując odrobić stracony czas. Była już 19.00 i dość jasno, więc spokojnie do 20.00 mogłem pedałować. Następny check point...i koniec. Dalej nie mogłem jechać. Zacząłem czuć się jak w jakiejś klatce, czy labiryncie. Gdziekolwiek bym się nie ruszył to wtopa. Pytam, więc co znowu? Takie jest prawo, że minęła 19.00 i jechać można dalej po 20.00...w konwoju. Oczywiście, dla mojego bezpieczeństwa! Tylko, że ja czuję się bezpiecznie kiedy jadę, jak jest jasno. Po 20.00 będzie właśnie niebezpiecznie. Ciemno. Rozumie on...? On nie rozumie, bo takie jest prawo i rozkazy. Do Sharm było jeszcze ponad 200km i w zasadzie myślałem o tym, żeby złapać jakiś hotel wcześniej. Najlepiej kiedy jest jeszcze jasno.

Wreszcie wybiła długo oczekiwana 20.00. Jest konwój i jazda. Było już ciemno, ale w miarę dobrze się jechało za samochodem obstawy. Przejechaliśmy może 30km i pojawił się następny check point. Znowu STOP. Po chwili usłyszałem: ''Ok, you can go''. Spojrzałem na obstawę, a oni nic, więc pytam o to zjawisko. ''Dalej jest bezpiecznie i dobra droga. Powodzenia''.

Tu już byłem na granicy zabójstwa w afekcie. K..wa. Stałem godzinę na check poincie po to, żeby eskortowali mnie 30km. Ten dystans przejechałbym w 20 minut i siedziałbym w pokoju hotelowym lub przybliżał do Sharm. Patrzę dookoła i tylko egipskie ciemności widzę. Miejscówki do spania nie znajdę. Zostać tu? Nie za bardzo. Co zatem? Zatem jadę ile się da, a potem zobaczę.

''Egipskie ciemności idą w parze z egipską ciemnotą''. Ciemnota wyprzedza nawet światło i jest ponad jego prędkością.

Nie było wyjścia. W ciemnościach dojechałem do Sharm. Była już 23.00.

Objazd kosztował mnie na razie 500km. Jutro mam do zrobienia ponad 200, żeby dojechać do granicy.

Najechane 930km (słownie: dziewięćset...)

Safaga - Sharm el Sheikh

Temp. Droga 32st.C Sharm 36st.C (około 23.00)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz