14 sierpnia
Formalności, rejestracja, papiery. Taki to właśnie miał być dzień. Chrtum jakoś mnie nie wciągnął swoim urokiem. Postanowiłem zająć się motocyklem i odpoczynkiem po intensywnej jeździe w ostatnim czasie. Najważniejsza była wymiana opon. Te, na których tu dojechałem, zamieniły się już w slicki, a toru do grand prix tu nie widziałem. Trzeba przyznać, że Sudańczycy z hotelu są bardzo pomocni. Zaprowadzili mnie pod sam warsztat i dalej już poszło. Ku mojemu zaskoczeniu operacja odbyła się bezboleśnie tylko, jak zwykle. Ja spocony i umorusany walczę z kołami, a co kilka minut podchodzi jakiś lokales i ten sam zestaw pytań. Kurcze! Tu się pracuje. Z drugiej strony odbieram to jako przejaw życzliwości tego narodu.
Wróciłem do hotelu i myślami byłem już pod chłodnym prysznicem. Nie dane mi było. Umyślny, który wyruszył rano z misją załatwienia rejestracji odniósł sukces w 50%. Paszport Ziggiego był gotowy, a mój nie. Słowo ''problem'' zawsze mnie rozwala. A problem był taki, że mam ze sobą dwa paszporty. Jeden, w którym mam wizę i drugi, aktualny, z wystarczającą ilością kartek na pieczątki wjazdowe i wyjazdowe poszczególnych krajów. Na granicy jakoś mnie wpuścili, a tu ''problem''. Nie było wyjścia. Wraz z umyślnym pojechaliśmy jeszcze raz do urzędu, żeby temat jakoś ogarnąć. Zacząłem tłumaczyć, że jadę motocyklem, że 17 krajów, miejsca w starym paszporcie brak i że ja, to ja. Tylko nie ogolony dzisiaj. Trochę śmiechu przy tym było, natomiast cały czas był ''problem'', bo dwa paszporty.
Aż wreszcie nastąpił przełom. Przełom, który odwrócił bieg toczącej się historii. Można powiedzieć ''oko cyklonu''. Bohaterem niniejszej akcji był zszywacz. Taki do kartek w wersji basic. Gość spiął nim paszporty i po sprawie. Mogliśmy na nowo wypełnić druki i jechać w jeszcze jedno miejsce po pieczątkę rejestracyjną. Uff, następna pierdoła z głowy.
Do hotelu wracałem już autobusem i w zasadzie nie ma tu jakiejś sensacji. Zastanowił mnie tylko podział miejsc. Wyobrażałem sobie, że na wzór innych krajów islamskich, jest mocna segregacja i w autobusach jest część przeznaczona dla kobiet i dla mężczyzn, a tu nie. Wszyscy jadą razem. Ogólnie kobiety są widoczne i nie jest to tak, że siedzą pozamykane w czterech ścianach.
''No photo!''. Słyszałem to kilka razy, kiedy robiliśmy POM po Chartum. Nie jest dobrze, aczkolwiek kilka pstryków udało mi się zrobić. Jedyne co mnie jakoś zauroczyło to ilość chodnikowych herbaciarni. Herbata kosztuje 2 funty, czyli około 60 groszy. Ludzie siedzą sobie wyluzowani na mini taboretach i toczy się chodnikowe życie towarzyskie. Nie widziałem, żeby ktoś w pośpiechu pił herbatę i gonił dalej. Może to kwestia pogody? Po co się pocić? A może innego rytmu życia? Sam nie wiem. Ma to swój urok jednak.
Dzięki za fotki,jest na co popatrzeć,i oczywista czekamy na następne!!
OdpowiedzUsuńPozdro Tomalla.