11 sierpnia
Piszę nowy post wsłuchując się w kazanie, które słychać w całej Lalibela. Nic nie rozumiem, ale zaangażowanie mówcy jest znaczące. Obejrzeliśmy właśnie chyba najbardziej znane miejsce w Etiopii. Starożytne kościoły w Lalibela. Chętnych zgłębiania historii tego miejsca odsyłam do Wikipedii lub gdziekolwiek w internecie. W Lalibela jest śmiesznie. Jak to zwykle bywa biali turyści budzą zainteresowanie i pojawiają się standardowe pytania. Szczególnie na początku. Tutaj jest trochę inaczej. Ludzie już nie pytają, tylko oznajmiają: ''You from Poland, Warsaw, motorcycle...''. Po miasteczku rozniosła się wieść ''o dwóch takich co...motocyklami przyjechali''. Zabawne.
A mnie jeszcze trochę trzyma wizyta u Pawła w Meru. Jazda motkiem to jednak czas na różne przemyślenia. Od Pawła usłyszałem: ''Bieda to stan umysłu''. Coś w tym jest. W szczególności kojarzy mi się to z porównaniami. ''Sąsiad ma lepszy telewizor, samochód, dom i coś tam jeszcze''. Ja nie mam. Czyli jestem biedniejszy. Mówimy czasami o wyścigu szczurów. Najbardziej w korporacjach, a tak na serio to dzieje się to dookoła nas. Czy można żyć bez telewizora przykładowo? Jasne, że tak! Żeby było jasne. Nie nawołuję do ascezy i rzucania telewizorami przez okno.
Tutaj mieliśmy taką oto sytuację. Ziggy kupił bułki na śniadanie. Było ich w jednym opakowaniu chyba sześć. Zjedliśmy po jednej, a resztę Ziggy dał dzieciakom czatującym obok nas. Co się działo?!!! Wojna o bułki. Ziggy ich jakoś ogarnął i każdy dostał swoją część. Jedli na zapas, bo nie wiadomo, co będzie jutro. A jutro może być GŁÓD!
I jeszcze mi się przypomniało w temacie podróż Pawła o ''Into the wild''. Książka lub/i film. Obowiązkowo! Nic więcej nie zdradzam. Sami zobaczcie, o co chodzi!
I tak mi się ułożyło: ''Bieda to stan umysłu, głód to stan fizyczny''. Głód może boleć, a bieda? Lepszym TV się nie najesz.
Po tej refleksyjnej części wracam do relacji z dnia. ''Black market''. Tyle się dowiedzieliśmy, kiedy w Weldiya chcieliśmy zatankować paliwo. ON jest, a benzyny brak. Słabo! Przed nami była jeszcze masa kilometrów do przejechania i bez paliwa nie wyglądało to dobrze. Można powiedzieć, taka to oferta nie do odrzucenia. Pojechaliśmy zatem za chłopaczkiem, który znał miejscowego dealera i stało się. Z baniaków zatankowaliśmy po kilkanaście litrów mając nadzieję, że nasze maszyny to wytrzymają przynajmniej do Lalibela.
Kontynuowaliśmy jazdę serpentynami podziwiając widoki i...koniec drogi. Spostrzegłem przed nami jakieś zgrupowanie ludzkie przeplatane pojazdami mechanicznymi i tyle. Nie można jechać dalej, ponieważ zawalił się most, a drugi, nowy był właśnie w budowie. Spojrzałem na rzekę. Może, jak się pomocujemy to poradzimy sobie z nurtem rzeki, kamienistym dnem i przepchniemy motocykle, choć pewności nie ma. Ciężarówki jakoś przejeżdżały, tylko busy się nie odważyły. Pojawiła się też wersja alternatywna. Ochotnicza młodzież etiopska zaoferowała pomoc we wniesieniu motków na nowy most. O wjeździe nie było mowy, ale z tym wniesieniem to nawet sprytny koncept. Kilkanaście rąk chwyciło 300kg i udało się! Byliśmy przeniesieni na drugą stronę. Kupa śmiechu!
I tylko jedna rzecz zaburzyła mi kolorowy obrazek całej operacji. W zagadkowych okolicznościach, jedna z kieszeni mojego tankbaga została opróżniona. Chciałem z tego miejsca podziękować nieznanemu sprawcy, ponieważ bardzo mi pomógł. Od samego Cape Town nic niepokojącego w temacie kradzieży nam się nie wydarzyło. Wszędzie jest tak miło, że moja początkowa czujność dała się uśpić. Łupem sprawcy padła mokra, brudna szmata i jedna sucha szmata, taka żółta (za tą będę tęsknił) i dzięki temu zdarzeniu moja czujność wróciła. Jeszcze raz dziękuję!
W Lalibela paliwa też nie ma. Otrzymaliśmy jednak ofertę z ''black marketu''. Cena podskoczyła do 140% za 1 litr do ceny urzędowej (urzędowa 2160 tutejszych, dla nas 5000 tutejszych). Po negocjacjach zeszliśmy do jakichś 90%, czyli około 4000. Odpada! Damy radę pojechać na tym, co mamy w zbiornikach. Jednakże w naszym lokum znalazł się bardzo uczynny Etiopczyk, który zna kogoś, kto ma to czego my pragniemy. Umówiliśmy się zatem na nocne tankowanie w cenie tylko 45% wyższej niż oryginalna (3000). Promocja! Noc, a my z latarkami lejemy paliwo do zbiorników. Wyglądało to wszystko jak jakiś spęd przemytników i kanciarzy. Generalnie, jesteśmy gotowi do podążania w stronę Sudanu. Jutro!
Najechane 290km (40km off, dojazdówka do Lalibella)
Dessie - Lalibela
Temp. Do 26st.C
Dessie - Lalibela
Temp. Do 26st.C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz