31 sierpnia
Właśnie pojawiły mi się pierwsze refleksje dotyczące mojej podróży. Czym właściwie jest? Najbliżej mi do poznawania nowych miejsc i ludzi. Tak, to przede wszystkim. Byłem bardzo ciekaw Afryki, jako kontynentu bardzo różnego od Europy przecież. Nie nastawiałem się specjalnie na jakiś konkretny kraj. Patrzyłem bardziej pod kątem miejsc, które można po drodze zobaczyć. Czasami bardziej, czasami mniej turystycznych. I to się na pewno udało. Będę długo pamiętał słonie w naszym campie w Zambii, czy memorial w Rwandzie i goryle oczywiście też. Jeśli kiedyś uda mi się wrócić nad Jezioro Malawi będzie super. Jazda bezdrożami, gdzieś w Tanzanii...tak, to te miejsca zostaną ze mną na zawsze. Pewnie wrócę jeszcze do tego tematu w podsumowaniu całej wyprawy.
Spotkani ludzie? Szkoła w Zambii, ''Huk'' w Meru, ''kolorowe'' dzieciaki podbiegające, kiedy tylko się gdzieś zatrzymamy i wielu innych, z którymi udało mi się spędzić czasami tylko krótką chwilę.
Klimaty afrykańskie? ''One Million Stars Hotel'' i noce pod kocem z gwiazd. Zielona Etiopia i pustynny Sudan. Ech...długo bym jeszcze mógł opowiadać.
Ta podróż to nie tylko zabawa, ale także kryzysy podczas walki z pojawiającymi się trudnościami. Prom Sudan-Egipt przykładowo, czy jazda w stronę Taba, żeby wyrobić się w czasie na następny prom. Nie są to łatwe chwile, kiedy pojawia się niepewność następnego dnia. Jest to czas na prawdziwy sprawdzian zaradności, szukania możliwości i podejmowania niestandardowych decyzji. W takich momentach, a było ich wiele, nie myślałem, jaką dzisiaj fotę ustrzelę i jakąż fascynującą przygodę przeżyję. Myślałem bardziej, jak przeżyć i na nowo się zorganizować, żebym mógł jechać dalej. Nie było mi w tych momentach do śmiechu, a wręcz odwrotnie.
Dużo też dzieje się po stronie organizacyjnej. Szukanie noclegów, organizacja jedzenia, wizy, pieczątki, pozwolenia, rejestracje. Samo się nie zrobi, a kosztuje czas i energię. Nie raz dojeżdżałem do noclegowni totalnie złachany, a tam: ''Passport, money, waiting...srajting''. Ręce opadają.
I oczywiście motocykl. Jest takie powiedzenie: ''Moto tak Cię zawiezie, jak o niego zadbasz''. Przyjąłem wersję, że przegląd stanu technicznego moto robiłem codziennie: opony stan i ciśnienie, płyny, poziom oleju, światła itd.
Dobrze już. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas. Tak mnie chyba naszło, bo mam poczucie, że pewien rozdział się zamyka. Jutro finalnie...mam nadzieję.
Teraz trochę o załadunku na prom dla tych, którzy kiedyś może będą tędy jechali. Skorzystałem z usług agencji. Nie, nie tej...tylko Tiran Shipping. I przyznam, że bardzo sprawnie wszystko poszło. W agencji pojawiłem się rano, nie wieczorem, a tam czekały już dwie miłe Panie, które w od razu zajęły się obsługą. Oddałem się w ich ręce. Znały się na rzeczy i zrobiły kawał dobrej roboty. Potem pozostało mi już tylko zapłacić za usługę i wyszedłem po jakiejś godzinie uszczęśliwiony jak...
Zgodnie ze wskazówkami odnośnie poruszania się po porcie:
- podjechałem moto do bramki nr 10, gdzie czekał na mnie permit na wjazd
- chwilę później pojawił się delegat agencji i za rękę zaprowadził do celników, odprawa była krótka, nawet nie sprawdzali co mam w kufrach
- potem, piętro wyżej, inny Pan wystawił pozwolenie na wjazd na prom
- uiściłem w tym samym budynku opłatę portową
- podążając za delegatem agencji podjechałem dokładnie do promu, gdzie trwał wyładunek TIR'ów, trochę czasu to zajęło, godzina, może dwie
- wjechałem moim moto na wskazane miejsce, zabezpieczyłem go pasami i...tyle
Prom nie zabiera pasażerów, więc kupiłem bilet z Telavivu do Adana w Turcji. Stamtąd będę miał do przejechania około 130km busem i wyląduję w Iskenderun. A tutaj następna agencja. Dostałem namiary od Pań z Tiran S. Podobno też robią dobrze...swoje usługi.
Spotkani ludzie? Szkoła w Zambii, ''Huk'' w Meru, ''kolorowe'' dzieciaki podbiegające, kiedy tylko się gdzieś zatrzymamy i wielu innych, z którymi udało mi się spędzić czasami tylko krótką chwilę.
Klimaty afrykańskie? ''One Million Stars Hotel'' i noce pod kocem z gwiazd. Zielona Etiopia i pustynny Sudan. Ech...długo bym jeszcze mógł opowiadać.
Ta podróż to nie tylko zabawa, ale także kryzysy podczas walki z pojawiającymi się trudnościami. Prom Sudan-Egipt przykładowo, czy jazda w stronę Taba, żeby wyrobić się w czasie na następny prom. Nie są to łatwe chwile, kiedy pojawia się niepewność następnego dnia. Jest to czas na prawdziwy sprawdzian zaradności, szukania możliwości i podejmowania niestandardowych decyzji. W takich momentach, a było ich wiele, nie myślałem, jaką dzisiaj fotę ustrzelę i jakąż fascynującą przygodę przeżyję. Myślałem bardziej, jak przeżyć i na nowo się zorganizować, żebym mógł jechać dalej. Nie było mi w tych momentach do śmiechu, a wręcz odwrotnie.
Dużo też dzieje się po stronie organizacyjnej. Szukanie noclegów, organizacja jedzenia, wizy, pieczątki, pozwolenia, rejestracje. Samo się nie zrobi, a kosztuje czas i energię. Nie raz dojeżdżałem do noclegowni totalnie złachany, a tam: ''Passport, money, waiting...srajting''. Ręce opadają.
I oczywiście motocykl. Jest takie powiedzenie: ''Moto tak Cię zawiezie, jak o niego zadbasz''. Przyjąłem wersję, że przegląd stanu technicznego moto robiłem codziennie: opony stan i ciśnienie, płyny, poziom oleju, światła itd.
Dobrze już. Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas. Tak mnie chyba naszło, bo mam poczucie, że pewien rozdział się zamyka. Jutro finalnie...mam nadzieję.
Teraz trochę o załadunku na prom dla tych, którzy kiedyś może będą tędy jechali. Skorzystałem z usług agencji. Nie, nie tej...tylko Tiran Shipping. I przyznam, że bardzo sprawnie wszystko poszło. W agencji pojawiłem się rano, nie wieczorem, a tam czekały już dwie miłe Panie, które w od razu zajęły się obsługą. Oddałem się w ich ręce. Znały się na rzeczy i zrobiły kawał dobrej roboty. Potem pozostało mi już tylko zapłacić za usługę i wyszedłem po jakiejś godzinie uszczęśliwiony jak...
Zgodnie ze wskazówkami odnośnie poruszania się po porcie:
- podjechałem moto do bramki nr 10, gdzie czekał na mnie permit na wjazd
- chwilę później pojawił się delegat agencji i za rękę zaprowadził do celników, odprawa była krótka, nawet nie sprawdzali co mam w kufrach
- potem, piętro wyżej, inny Pan wystawił pozwolenie na wjazd na prom
- uiściłem w tym samym budynku opłatę portową
- podążając za delegatem agencji podjechałem dokładnie do promu, gdzie trwał wyładunek TIR'ów, trochę czasu to zajęło, godzina, może dwie
- wjechałem moim moto na wskazane miejsce, zabezpieczyłem go pasami i...tyle
Prom nie zabiera pasażerów, więc kupiłem bilet z Telavivu do Adana w Turcji. Stamtąd będę miał do przejechania około 130km busem i wyląduję w Iskenderun. A tutaj następna agencja. Dostałem namiary od Pań z Tiran S. Podobno też robią dobrze...swoje usługi.