Dzień 4:
Wczoraj
postanowiliśmy zgodnie, że o 6.00 wyjeżdżamy. Udało się! 08.30
odpaliłem moto i ruszyliśmy w stronę Kerczu na przeprawę promową.
Poszliśmy jak mustangi. Mamy w miarę obcykany system milicyjnych
zasadzek i bardzo sprawnie nam poszło ukraińskich 200km. Pierwszy
przystanek zrobiliśmy w Feodosiji w barze na plaży. Nie wiem, o co
chodzi, ale w każdym barze napier***lala lokalne disco. Daje do
małżowiny usznej tak, że kora się prostuje. Nie pogadasz. Albo
pijesz, albo jesz. A że jest to dla nas czas śniadania
zdecydowaliśmy się na lokalne specjały. Dzisiaj był to
''czieburek''. Coś w rodzaju megapieroga nadzianego (ja) serem i
pomidorem lub czymkolwiek chcesz. To wszystko wrzucone do głębokiego
oleju. Uff! Dłuższa przygoda z czymś takim zabija. Choć ogólne
zjeść się da.
Zostało
jeszcze jakieś 100 km do przejechania i poszło nam bardzo sprawnie.
Spotkaliśmy też załogę z PL, która przymierzała się do
przeprawy jutro. Natomiast prom do Rosji to dla mnie zawsze zagadka.
Nic się nie zmieniło. Są rebusy do rozwiązania, ale też
dodatkowa atrakcja to ja, jako Bin Laden. Zacznę od rebusów.
Podjechaliśmy po ''taljończyk'', żeby kupić bilet na prom.
Okazało się, że na najbliższy prom już nie ma. Czułem, że to
ściema. Coś tam próbuję zagadać, ale mam ''0'' skuteczności.
Czekam, czekam, czekam... Za chwilę usłyszałem: ''Hej!
Motocyklist!''. ''Taljończyk'' się znalazł. Poproszę o
rozwiązanie rebusu (a może rebusa?).
Na
granicy, już po stronie rosyjskiej pojawił się jakiś problem z
moim paszportem. Mam zaczekać na jakiegoś tam "ważnego". I
rzeczywiście przyszedł. Cały w cywilnym ubraniu. Żaden tam
mundurowy. I zaczęło się przesłuchanie. A po co, a dokąd, a co
robiłem w zeszłym roku w Afganistanie, a co w Tadżykistanie, a co
robię, a ile lat, a wcześniej itd? Na początku mnie to śmieszyło,
ale potem byłem już lekko, jak byto określić, podrażniony.
Zapytałem wprost, czy jakieś ''probliema'' są. Nie, nic. Tak
tylko, że jakoś dużo podróżuję w niebezpieczne miejsca. No to
zapytałem, czy wyglądam na Bin Ladena? A on na to, że Bin Laden
był kiedyś dobrym człowiekiem. Aha, to znaczy, że ja już chyba
nie jestem. Wreszcie się skończyło. Dostałem paszport i mogliśmy
jechać dalej, żeby załatwić ''wriemiennyj wwoz''. Myślałem, że
już po wszystkim, ale nie. Pan Cywilny poprosił, żebym jeszcze
wrócił, bo chce pogadać. No rzesz do faka! Czego jeszcze?
Wróciłem, a tam Pan Cywilny numer 2. Te same pytania i dodatkowo
czy byłem ostatnio w Arabii Saudyjskiej, Jordanii, Egipcie, Syrii?
Teraz załapałem. Zmienił się wizerunek klasycznego terrorysty:
biały, włosy blond, przynajmniej 188 cm wzrostu, umiarkowana opona.
Poza tym obsługa na granicy dużo lepsza niż rok wcześniej.
Teraz
siedzimy w Rosji w Anapa i tak sobie myślę, że taka sraczka jest
przed olimpiadą w Sochi.Kontrolują, patrzą, pytają!
Juto
atakujemy Abchazję. W związku z tym, idziemy wcześnie spać. Tylko
jeszcze...:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz