Dzień 1:
Godzina 09.00 - paszportów brak
Godzina 10.00 - paszportów brak
Godzina 11.00 - paszportów brak
O rzesz k***wa! I cały misterny plan w piz*u! Jeśli dzisiaj nie dostaniemy
paszportów z wizami do Rosji to masakra. Cała koncepcja się wywróci! Najgorsza
jest bezsilność i brak wpływu na bieg zdarzeń. No to robię dyplomatyczny pocisk
na mojego pośrednika wizowego. Telefon raz, telefon dwa, telefon trzy i
...sukces! Odebrał! Pytam i co i jak? I śmak i nic. To może ja przyjadę i
zrobimy wjazd do konsulatu, albo coś? Nielzja i nia nada! No to se pogadaliśmy.
I tak mniej więcej się to toczyło. Mimo wszystko dobre myśli mnie nie opuszczały. Jakość wewnątrz wierzyłem, że uda mi się dzisiaj wystartować. Za Kingą Choszcz: ''Dobre myśli przyciągają dobre myśli''. Mam nadzieję, że rzeczy też. W tym paszporty z wizami.
I tak mniej więcej się to toczyło. Mimo wszystko dobre myśli mnie nie opuszczały. Jakość wewnątrz wierzyłem, że uda mi się dzisiaj wystartować. Za Kingą Choszcz: ''Dobre myśli przyciągają dobre myśli''. Mam nadzieję, że rzeczy też. W tym paszporty z wizami.
W międzyczasie dzwoni Paweł z pytaniami oczywistymi. I co mam powiedzieć?
Damy radę. Będzie dobrze. Tak właśnie mówię.
Godzina 11.30 - są wizy do odebrania. ''Pan przyjeżdża! Robimy najazd na ambasadę''!
No to jadę.
I w tym momencie zadzwonił Korek. ''Jestem tak, jak się umawialiśmy''.
Szajse! Jak ja tego nie lubię! Jak się umawiam, to się umawiam. A teraz nie za
bardzo mam jak przyjechać. Nic to. Po krótkiej wymianie SMS i tok wiemy co
dalej mamy robić.
I skracając cały opis biegu zdarzeń...są. Paszporty z wizami. Jeszcze tylko
przesyłka konduktorska z paszportem dla Pawła i hejjja! Na podbój Iranu!
Temperatura dzisiaj to jakieś 30 st. Wszystko się klei i jest bleee. A tu
mam ubrać cały osprzęt motocyklowy na siebie. Płynę, płynę, płynę... Pot się
leje. I oczywiście, w momencie wyjazdu zbierają się czarne chmury. Nadciąga
burza. No rzesz k**.... Zawsze jak mam
wyjechać to coś się dzieje. Masakra. Zaczęło kropić, ale jeszcze nie masakra
masakr. Nie ma na co czekać. Wystartowaliśmy z Korkiem o 15.30 z pomysłem na
rączą jazdę. Tak, jasne, w piątek, po południu... Spróbuj wyjechać z Warszawy.
Jak to mówią: ''W piątek warszawa wraca do domu''. Za Wa-wą na paliwie nie
oszczędzaliśmy, a kierowcy pomagali i dawali miejsce na drodze. Granica w
Dorochusku poszła megasprawnie. Ma motkach minęliśmy kolejki i pozostała nam
tylko jazda do Łucka.
A Łuck to osobna opowieść. Rodzina Korka super, super, super..! Przywitanie
i przyjęcie rewelacja. Zleciały się dzieciaki z okolicznych domów i oczywiście
sesja foto na motocyklach się zaczęła. Było wesoło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz