piątek, 22 czerwca 2012

Już czas się ruszyć


Panika!
Wszystko fajnie, fajnie! Wizje, plany wyjazdów, tak...to lubię i czuję! Tak samo było z Azją Centralną. Przeczytałem wszystkie relacje, fora dyskusyjne, obejrzałem zdjęcia. Mam pewność - to moje miejsce! Sprawa jest prosta: ''motór'', namiot, kasa i jazda! Wizje, wizje...masakra! Chyba na dwa dni przed wyjazdem zaczaiłem, że coś jest inaczej. To nie Europa i serwis ''bike'a'' może być kilka tysięcy kilometrów obok. Pakowanie - zapasowe opony, antenka immobilisera, sonda lambda, pompa paliwa, kompresor...itd. Uuu...trochę dużo. Na moje wyprawy brałem zazwyczaj bagaż podręczny. Miało być tak pięknie, a się okazuje, że sprawa robi się poważna. A może by tak odpuść i wykupić wczasy ''all inclusive''? Ale z drugiej strony świata, kumple już czekają. Zaraz tam kumple? Z internetu znajomi tacy tam. To trochę tak jak „randka w ciemno”. Niby wiesz, ale nie wiesz. Dobra, słowo się rzekło. Jadę!
Zapakowałem motka. Tył siadł, ale jechać się da. Tylko trochę, jakby mniej sterowny jest. Jeszcze szkolenie w piątek i strzała na granicę.
Miałem jechać z Wa-wy, a wyszło, że będą to okolice Opola. Różnica w kilometrach to jakieś 200 sztuk. Start około 18.00, więc czeka mnie nocna jazda. Tego nie lubię, ale już ok. Trzeba brać się do roboty. Jadę i jadę i oczywiście zawsze coś się musi wydarzyć. Przede mną zamknięta droga do Bytomia. Brak informacji o objazdach. Po chwili zastanowienia dodałem tylko gaz i strzała na budowę. Trochę asfaltem, trochę po piachu i gruzie. Tu dziura, tam hopka i...o kurcze most. Tyle, że zagrodzony i nieprzejezdny. Nie ma opcji, trzeba zawracać. Za moment pojawiła się jakaś dróżka w las, więc jazda. W lewo, w prawo, po skosie na przełaj i...już jestem za mostkiem. Straciłem masę czasu, ale przynamniej było zabawnie. Potem, do Krakowa, jakoś już szło. Trochę nawet byłem zaskoczony. W kierunku na Tarnów autostrada. Super szybka jazda. Tylko, że krótko. Ujechałem może 10 km, a tam standard. Sznur samochodów i jeszcze jakiś korek z niewiadomych powodów. I to jest zaleta motka. Lewy pas i pełen ogień. Zeszły ciemności i robi się niebezpiecznie. Jazda przypomina mi nocne nurkowanie. Nawet fajne efekty, światła i takie tam, ale jednak trzeba być mega czujnym. Tutaj czuję jak narasta mi zmęczenie.
Po północy dojechałem na granicę PL i UA. Tani pokój, zrzucam graty i już mnie nie ma. Słyszę tylko budzik. Budzik? Jakżeż to tak? O fak! 6 rano, pobudka i zaraz spotkanie z Pawłem i Piotrem. To będzie nasz pierwszy raz (proszę się nie naigrywać, chodzi o spotkanie oczywiście). A może by tak czmychnąć do domu? Panika jeszcze mnie nie opuściła. Kurcze za późno. Telefon, Paweł dzwoni. Chłopaki już są. Krótka wymiana, parę słów, nie ma na co czekać, jedziemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz