sobota, 23 czerwca 2012

1. Wjazd na Ukrainę - pierwsze kontakty z milicją.


Dzień 1, 23.06:
Granicę przeszliśmy nawet dość sprawnie. Trwało to może 30 min. Kierujemy się na Krym, a nawigacja pokazuje 1400 km do przejechania. I tak sobie pomykamy. Nuda, nic się nie dzieje, patrzę w lewo, patrzę w prawo...itd. Po drodze coś przekąsiliśmy i było nawet ok. Barszcz ukraiński i pierogi z pieczarkami. Ten barszcz to nie taki barszcz jak w PL. Dla mnie to kapuśniak ze słodkiej kapusty, ale może być. No i cena jest też w porzo! Chyba coś koło 9zł, a napchałem się po uszy.  

fot. Paweł Konieczny

fot. Lokales

fot. Rafał Mysiorek

fot. Rafał Mysiorek

fot. Rafał Mysiorek

 Po obiedzie ruszyliśmy dalej. Ukraińskie drogi trudno opisać. Generalnie trząchało mną w górę, w dół, na boki. Jakbym jechał na młocie pneumatycznym. Zastanawiałem się wręcz, czy mój napchany żołądek to wytrzyma. Czy też może coś, jakaś taka maź bezkształtna, się pojawi na szybie mojego kasku? Od wewnętrznej strony niestety. Byłoby to mało estetyczne w kształcie i zapachu jak się domyślam.
Nuda, nuda...bęc! Milicja robi nam halt. Piotr staje, Paweł staje, ja jadę dalej. Patrzę w lusterka, gość stanął przez moment lekko strapiony, ale ma dwóch innych, więc się nie roztroi. Taką mamy umowę z chłopakami. To żeby nie było mandatów dla trzech. Na jeden wszyscy się zrzucamy. Schowałem się w krzaczorach i czekam, co to będzie? Jadą chłopaki, więc wpinam się za nimi. ''I jak?'' pytam na następnym przystanku. Milicjant nagrał nas na video radarze. Właśnie - nas! Tylko, że ja pojechałem, więc chłopaki przekonali Pana, że oni zwolnili, tylko ten trzeci pewnie jechał za szybko, i oczywiście go nie znają. 1:0 dla nas. Bez mandatu i łapówki.
Jedziemy dalej. Nic się nie dzieje. Muza w kasku pomyka, a ja razem z nią. Skręt w lewo, wjazd na drogę główną i bęc! Halt! Znowu milicja. ''Panowie nie zatrzymali się, a był znak stop''. Tym razem mają całą naszą trójkę. Co robić, co robić...? Jak się wywinąć? Najlepiej będzie jakąś zmyślną, wyrafinowaną perorę wykombinować. Taką, która ich zbije z tropu i spowoduje niebywałe osłupienie. Myśl misiu, myśl! ''A dożd budiet?''- słyszę, co mówię i szkoda słów. Bardzo wyrafinowane! Bzdura jakaś. ''Sjewodnia nie! A eto szto?'' - padła odpowiedź. Moment, moment coś zaiskrzyło! Pan zainteresował się kamerą na kasku. No to jadę - ''a jest taka, a to potrafi, i tu się przyciska''. Jest zainteresowanie i to nie koniec. ''A eto szto?''. A eto, to nawigacja z mp3 a w kasku słychać muzykę. ''No kak?''. No tak. ''No poróboj. Polsza Ukraina Jewro 2012, my kak bratia tiepier, a sędzia Was oszukał''. No i chyc, kask na głowę Pana Milicjanta i muzyka gra. Teraz czas na naradę milicjantów. Słyszę jak się pytają, co z nami zrobić? Piotr rzucił: ''Skażytie - sciastliwa''. Hej, weszło! 2:0 dla nas.
Jedziemy. Mija godzina, może dwie. Następny znak ''stop''. Widzę ich w oddali. Czekają. Jaki by tu chytry plan wymyśleć, żeby ich przechytrzyć? Dojeżdżamy do znaku i... zatrzymujemy się stawiając obie stopy na ziemi. I co? Tego się pewnie nie spodziewaliście! I kto jest ''debeściak''? 3:0 dla nas. 
Późno już i czas na wyszukanie jakiejś miejscówki pod namiot. Jesteśmy gdzieś za Permovajskiem. Piotr robi strzałę w bok. Jedziemy jakąś polną drogą. Krzaczory walą mi w kask i kamerę na nim przymocowaną. Jest zabawnie. Zmierzamy w kierunku rzeki. W pewnym momencie droga poszła stromo w dół. Przycisnąłem na tylny hamulec, ale nic nie pomaga, a wręcz przeszkadza, bo moto się ślizga i ściąga na boki. Jedyna możliwość to redukcja i ''wpieriod''. Jakoś poszło. Znaleźliśmy miejscówkę tuż nad rzeką w na małej polance. Jest pięknie. Coś tam rozpracowaliśmy i naszło nas żeby odwiedzić jeszcze  biwakujących dalej Ukraińców. Impra trochę się rozkręciła. Duuużo by opowiadać. Trochę ponarzekaliśmy na sędziego w meczu UA-Ang. Potem dyskusja i pytania: a jak się żyje w Polsce, a jak na Ukrainie, a ile kosztuje..., a ile się zarabia..? I tak się miło, przy ognisku, toczyło nasze poznawanie się.
Puściło. Panika zeszła ze mnie całkowicie. Zamiast niej pojawił się znajomy mi stan. ''Stan bycia w podróży''. Jest dobrze!
Przejechane 730km.
Korczowa - Permovajsk


fot. Rafał Mysiorek

fot. Rafał Mysiorek

fot. Rafał Mysiorek
fot. Rafał Mysiorek

fot. Rafał Mysiorek

fot. Rafał Mysiorek

fot. Rafał Mysiorek

fot. Piotr Wawrzyniak

4 komentarze:

  1. A co się stało ze Smokiem??

    OdpowiedzUsuń
  2. Smoku pojechał do Istambułu z żoną. Może w tym roku gdzieś razem wyskoczymy?

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że nie go nie dopadło "Obym nigdy nie musiał tak wakacji spędzać" :-)
    Wyprawy super, ale niestety poza moim zasięgiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm...Co by tu napisać? Żeby nie było...oglądałem foty, Istambuł jest bardzo ciekawy i wiem, że Smoku jest bardzo zadowolony. Plaża, leżak - NIE!

    OdpowiedzUsuń