Dzień 1, 23.06:
Granicę przeszliśmy nawet dość sprawnie. Trwało to
może 30 min. Kierujemy się na Krym, a nawigacja pokazuje 1400 km do
przejechania. I tak sobie pomykamy. Nuda, nic się nie dzieje, patrzę w lewo,
patrzę w prawo...itd. Po drodze coś przekąsiliśmy i było nawet ok. Barszcz
ukraiński i pierogi z pieczarkami. Ten barszcz to nie taki barszcz jak w PL.
Dla mnie to kapuśniak ze słodkiej kapusty, ale może być. No i cena jest też w
porzo! Chyba coś koło 9zł, a napchałem się po uszy.
|
fot. Paweł Konieczny |
|
fot. Lokales |
|
fot. Rafał Mysiorek |
|
fot. Rafał Mysiorek |
|
fot. Rafał Mysiorek |
Po obiedzie ruszyliśmy dalej. Ukraińskie drogi trudno
opisać. Generalnie trząchało mną w górę, w dół, na boki. Jakbym jechał na
młocie pneumatycznym. Zastanawiałem się wręcz, czy mój napchany żołądek to
wytrzyma. Czy też może coś, jakaś taka maź bezkształtna, się pojawi na szybie
mojego kasku? Od wewnętrznej strony niestety. Byłoby to mało estetyczne w
kształcie i zapachu jak się domyślam.
Nuda, nuda...bęc! Milicja robi nam halt. Piotr staje,
Paweł staje, ja jadę dalej. Patrzę w lusterka, gość stanął przez moment lekko
strapiony, ale ma dwóch innych, więc się nie roztroi. Taką mamy umowę z
chłopakami. To żeby nie było mandatów dla trzech. Na jeden wszyscy się
zrzucamy. Schowałem się w krzaczorach i czekam, co to będzie? Jadą chłopaki,
więc wpinam się za nimi. ''I jak?'' pytam na następnym przystanku. Milicjant nagrał
nas na video radarze. Właśnie - nas! Tylko, że ja pojechałem, więc chłopaki
przekonali Pana, że oni zwolnili, tylko ten trzeci pewnie jechał za szybko, i
oczywiście go nie znają. 1:0 dla nas. Bez mandatu i łapówki.
Jedziemy dalej. Nic się nie dzieje. Muza w kasku
pomyka, a ja razem z nią. Skręt w lewo, wjazd na drogę główną i bęc! Halt!
Znowu milicja. ''Panowie nie zatrzymali się, a był znak stop''. Tym razem mają
całą naszą trójkę. Co robić, co robić...? Jak się wywinąć? Najlepiej będzie
jakąś zmyślną, wyrafinowaną perorę wykombinować. Taką, która ich zbije z tropu
i spowoduje niebywałe osłupienie. Myśl misiu, myśl! ''A dożd budiet?''- słyszę,
co mówię i szkoda słów. Bardzo wyrafinowane! Bzdura jakaś. ''Sjewodnia nie! A
eto szto?'' - padła odpowiedź. Moment, moment coś zaiskrzyło! Pan zainteresował
się kamerą na kasku. No to jadę - ''a jest taka, a to potrafi, i tu się
przyciska''. Jest zainteresowanie i to nie koniec. ''A eto szto?''. A eto, to
nawigacja z mp3 a w kasku słychać muzykę. ''No kak?''. No tak. ''No poróboj.
Polsza Ukraina Jewro 2012, my kak bratia tiepier, a sędzia Was oszukał''. No i
chyc, kask na głowę Pana Milicjanta i muzyka gra. Teraz czas na naradę
milicjantów. Słyszę jak się pytają, co z nami zrobić? Piotr rzucił: ''Skażytie
- sciastliwa''. Hej, weszło! 2:0 dla nas.
Jedziemy. Mija godzina, może dwie. Następny znak
''stop''. Widzę ich w oddali. Czekają. Jaki by tu chytry plan wymyśleć, żeby
ich przechytrzyć? Dojeżdżamy do znaku i... zatrzymujemy się stawiając obie
stopy na ziemi. I co? Tego się pewnie nie spodziewaliście! I kto jest
''debeściak''? 3:0 dla nas.
Późno już i czas na wyszukanie jakiejś miejscówki pod
namiot. Jesteśmy gdzieś za Permovajskiem. Piotr robi strzałę w bok. Jedziemy
jakąś polną drogą. Krzaczory walą mi w kask i kamerę na nim przymocowaną. Jest
zabawnie. Zmierzamy w kierunku rzeki. W pewnym momencie droga poszła stromo w
dół. Przycisnąłem na tylny hamulec, ale nic nie pomaga, a wręcz przeszkadza, bo
moto się ślizga i ściąga na boki. Jedyna możliwość to redukcja i ''wpieriod''.
Jakoś poszło. Znaleźliśmy miejscówkę tuż nad rzeką w na małej polance. Jest
pięknie. Coś tam rozpracowaliśmy i naszło nas żeby odwiedzić jeszcze
biwakujących dalej Ukraińców. Impra trochę się rozkręciła. Duuużo by opowiadać.
Trochę ponarzekaliśmy na sędziego w meczu UA-Ang. Potem dyskusja i pytania: a
jak się żyje w Polsce, a jak na Ukrainie, a ile kosztuje..., a ile się
zarabia..? I tak się miło, przy ognisku, toczyło nasze poznawanie się.
Puściło. Panika zeszła ze mnie całkowicie. Zamiast
niej pojawił się znajomy mi stan. ''Stan bycia w podróży''. Jest dobrze!
Przejechane 730km.
Korczowa - Permovajsk
|
fot. Rafał Mysiorek |
|
fot. Rafał Mysiorek |
|
fot. Rafał Mysiorek |
|
fot. Rafał Mysiorek |
|
fot. Rafał Mysiorek |
|
fot. Rafał Mysiorek |
|
fot. Rafał Mysiorek |
|
fot. Piotr Wawrzyniak |
A co się stało ze Smokiem??
OdpowiedzUsuńSmoku pojechał do Istambułu z żoną. Może w tym roku gdzieś razem wyskoczymy?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie go nie dopadło "Obym nigdy nie musiał tak wakacji spędzać" :-)
OdpowiedzUsuńWyprawy super, ale niestety poza moim zasięgiem.
Hmmm...Co by tu napisać? Żeby nie było...oglądałem foty, Istambuł jest bardzo ciekawy i wiem, że Smoku jest bardzo zadowolony. Plaża, leżak - NIE!
OdpowiedzUsuń