niedziela, 7 września 2014

51. Epilog


07 września

Zasiadłem do komputera, żeby dopisać epilog do przygody, która właśnie nieuchronnie dobiega końca. Chciałem napisać pierwsze słowo i ręka zawisła mi nad klawiaturą. Wpatrywałem się w ekran komputera szukając jednego słowa, może zdania, które oddałoby kwintesencję tego, co przeżyłem. Czym właściwie była ta podróż? Zwiedzaniem miejsc znanych z przewodników? Może nawijaniem kilometrów po afrykańskich drogach? A może czymś więcej?

17-go lipca przeniosłem się do innego wymiaru, w którym to, co otaczało mnie dotychczas przestało mieć znaczenie. Byłem tylko ja, motocykl i marzenia do zrealizowania. Ustrukturyzowany, poukładany europejski świat, zamknięty w swoje normy i przepisy tutaj nie miał racji bytu. Odciąłem się też od informacji masowej, która, czy tego chcę, czy nie dopadała mnie każdego dnia. „Szanowny kliencie kup, kup, kup’’. „Dzień Dobry dzwonię do Pana z super ofertą…”. „Polsce grozi katastrofa…”. „Globalne ocieplenie…” i jeszcze więcej i więcej. Śmietnik i systemowe ogłupianie. Nie było też ważne, czy mam na sobie markowe ciuchy, chodzę w garniturze, jeżdżę autem ze znaczkiem… i znam lub nie Pana X. To wszystko przestało mnie dotyczyć. Nie od razu to do mnie dotarło. Teraz, kiedy piszę epilog i zastanawiam się, co się ze mną działo podczas wyprawy zaczęło to do mnie docierać.

„Odśmiecanie i wentylowanie własnego, schematycznego oglądu świata i codziennej jakości „bycia”. To na początek. A potem? „Wgląd w siebie i szukanie odpowiedzi na proste wydawałoby się pytanie: Dokąd w swoim życiu zmierzam i w imię czego”? Cała masa przemyśleń. Dla niektórych lata spędzone na fotelu u psychoterapeuty. Dla mnie wartość, z którą wróciłem i dzięki, której wzmocniłem świadomość tego, co dla mnie istotne i priorytetowe. Przejaśniało mi w głowie. Inna, lepsza energia.

Z tym właśnie wróciłem z Afryki.

Wróciłem też z kolorowymi obrazami z głowie. Kiedy tylko odświetlam je sobie w pamięci tworzą wielobarwny film, a dusza mi się cieszy. Miałem taki zamysł, żeby na potrzeby relacji wybrać trzy najciekawsze zdarzenia i trzy najmniej ciekawe. Niestety. Nie umiem. Nie daję rady. 

Jak to wszystko miałbym wartościować?


  •  „Zabawa z ludojadem” w Mossel Bay. Masa fun’u i ogólnego śmiechu. Wracam do tego, co jakiś czas przeglądając foty. Ale też pamiętam slumsy i ciągnące się kilometrami siedliska zbudowane z falowanej blachy i kawałków drewna.
  • Klimaty miasteczkowe i droga. Ma to swój niepowtarzalny urok. Zatrzymywałem się na tankowanie, albo na jedzenie i natychmiast zbierał się tłumek zaciekawionych ludzi. Ja również byłem zaciekawiony nimi. Robiłem foty z nimi, a oni ze mną. Egzotyka w dwie strony, a przy okazji poznawanie i doświadczanie Afryki. Tak było w Zimbabwe, na granicy w Malawi i Zambii i w wielu innych miejscach.
  • Potęga Victoria Falls i moje przygody z ogólnym osłabieniem. Wiedziałem, że ten moment nadejdzie. Na szczęście wróciłem w całości.
  • Szkoła w Zambii. Wiele jest takich miejsc. Zostałem z obrazem dzieciaków uczących się wieczorem w ciszy i skupieniu przy marnym świetle sączącym się z marnych świetlówek. I te ciarrryy, które przeze mnie przeleciały, gdy usłyszałem wieczorne śpiewy dzieciaków. W zasadzie młodzieży młodszej. Nie do powtórzenia.
  •  Kupy słoni w Zambii. Myślałem, że to ściema, a tu? Na poważnie. Było śmiesznie na początku, kiedy za dnia żerowały sobie nieskrępowane obok mojego namiotu. Jednak wieczorem, kiedy w ciemności przemykały po uczęszczanych przeze mnie ścieżkach. Hmm…być potraktowanym przez kilkutonowy taran? Może zrobić wrażenie.   
  • Jezioro Malawi będę wspominał z poczuciem straty. Chętnie odpuściłbym Great Zimbabwe Monuments na rzecz nocy w namiocie na plaży. Tego żałuję.
  • Inny temat to jazda off-road’em. Ja to lubię! Czasami nie jest łatwo i przychodzi zwątpienie, ale z drogiej strony? W Zambii i w Tanzanii poczułem, że to jest to. Namiastka moich wyobrażeń tego, czego szukałem w Afryce. Droga jak z obrazka. Tylko piach, albo szutr. Po obu stronach nieskażona cywilizacją przyroda. Pusto. Dusza się cieszy, choć łatwo nie jest.
  • Zagęszczenie w Burundi. Wraca obraz ludzi tworzących mały tłum w każdym z mijanych miasteczek. Kolorowo i energetycznie. Tak to odbieram.
  • Brakowało mi powietrza w Kigali Genocide Memorial Center w Rwandzie. Ludobójstwo. Mocne! Niech się więcej nie wydarzy.
  •  „Goryle nie we mgle” w Ugandzie to osobna historia. Świetne przeżycie. Drenuje kieszeń niestety, ale cóż. Może już nigdy nie będę miał okazji, żeby tego doświadczyć?
  • „Jak mogłem tak żyć”? To słowa Pawła z Meru. Zmienić swoje życie z dnia na dzień. Zostawić wygodną posadę i poświecić się pomaganiu. Cały czas to we mnie siedzi. Nie chcę jednak namawiać do jakiejś radykalnej akcji ogólnoświatowej w stylu „Rzuć wszystko i bądź Matką Teresą”. Bliższa mi jest uważność na innych. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, żeby zrobić coś sensownego dla ludzi. Drobne gesty też się liczą.
  • Etiopia. Ech Etiopia! Za mało, za mało… Może trzeba było przyjrzeć się trasie duuuużo wcześniej i zrobić radykalne zmiany. Żałuję.
  • „One Million Stars Hotel” – Abri Sudan. Nocleg pod kocem z gwiazd w hotelu na Nilem i miasteczkowe klimaty. Niezapomniane.
  • Wreszcie przeprawa przez granicę Sudan/Egipt. Straconych sześć dni. Choć teraz, z perspektywy czasu myślę sobie: „Ot, taki folklor”. Przynajmniej pojechałem do Kairu, co miało swój urok i mogłem zobaczyć Luxor. I chyba jestem też ostatnim Polakiem, który miał możliwość przeprawiania się „kultowym” już promem. 25 sierpnia ruszyło przejście lądowe.
  • Woda i piach. Morze Czerwone i piaski pustyni w Egipcie. Czyli jazda z widokiem: „po prawej” niebiesko-turkusowa woda, po lewej potęga pustyni. Ja pomiędzy. Świetne widoki, aż do Taba. I znowu wraca tekst: „Ot, taki folklor”, gdy myślę o check point, z którego musiałem wracać i konwoju, który nie wiem, czemu miał służyć? To już przeszłość.
  • W Izraelu poczułem, że to już inny świat. Świat zorganizowany, wręcz perfekcyjny. Wszystko działa tak, jak ktoś przewidział i teraz całość nadzoruje. Nie był to dobry moment na zwiedzanie. Może kiedyś?
  • 3140 kilometrów w 3 dni na motocyklu. I nawet nie chodzi o ilość kilometrów. Dostałem kopa energetycznego i wstąpiły we mnie nowe siły. Jazda była czystą przyjemnością.

Tak. I jak miałbym z tego wszystkiego wybrać TOP 3? Nie ma opcji.

Pomożecie?

3 komentarze:

  1. 1. rekin 2.goryl 3. Ziggy ... taki żart ;) A poważnie - to cała wyprawa była wspaniała. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No przynajmniej jedno pocieszenie dla tych co siedzieli w domu- ze Etiopia tak naprawdę nie zaliczona ;)
    Więc może temat wspólnej wyprawy będzie aktualny......
    pozdro
    Hiszpan

    OdpowiedzUsuń
  3. takie pytanka mam:
    - czyli teraz jest normalna droga łącząca Sudan i Egipt i można normalnie przejechać?
    - czemu właściwie takiej drogi wcześniej nie było? kwestia konfliktu Sudan Egipt?

    OdpowiedzUsuń