środa, 3 września 2014

49. Płyny i węglowodany - TUR-BUL-SRB

03 września

Dostałem świra na jazdę. I dlatego wiem, że muszę uważać, żeby fantazja nie zwyciężyła ze zdrowym rozsądkiem. 

Wiedziałem, że będę wyjeżdżał wcześnie rano i podpytałem w guesthausie, czy może jakiś suchy prowiant by mi sprawili w postaci sandwicha przykładowo? Sprawili. Buła nie na raz do zjedzenia wypełniona warzywami i wędliną. Na rano była w sam raz, wziąłem dwa kęsy, a resztę zbunkrowałem na dalszą część drogi. Rano 06.15 odpalałem ''Gienka'' (od GS'a) i jazda. Znowu równo, 130-140km/h (trochę mocniej niż wczoraj) i pit stop na tankowanie co 400km. Nie ma lekko. Zrobiłem jednak pewną zmianę w porównaniu do dnia wczorajszego. Niezależnie od tego, czy jestem głodny, czy nie? Chce mi się pić, czy nie? Narzuciłem sam sobie swego rodzaju reżim. Uzupełniam płyny i jem coś, co wygląda jak jedzenie. Wrzucam w siebie węglowodany i jak się da, coś w postaci białka. Cola i baton, czyli cukry odpadają, jako danie główne. Jednak czeka mnie do przejechania długi dystans i jakoś trzeba funkcjonować. 

Po dwóch godzinach jazdy zacząłem wpinać się do Istambułu. Wszystko stoi o tej porze. Jazda samochodem? Gratuluję wytrwałym. Moto, to co innego. Próbowałem się przeciskać środkiem jak w Wa-wie, ale tutaj nie ma na to szans. Spojrzałem w prawo i śmignął mi przed oczami gość na skuterze. Pas awaryjny. Tam trzeba się przecisnąć. Tak to można jeździć! Aczkolwiek w pewnym momencie wyłonił się przede mną policjant. I nic... Brak reakcji na moto jeżdżące pasem awaryjnym. Za to samochody nie miały na niego wstępu. Tak to można jeździć! Chyba dzięki temu zjawisku mogłem sprawnie wyjechać z Istambułu. 




Przed granicą z Bułgarią zrobiłem krótki pit stop i znowu - ''płyny i węglowodany''. Granica totalny luz. Przejechałem obok kolejki samochodów. Machnąłem tylko paszportem i tyle.
Jadąc przez Bułgarię zobaczyłem znajomy kierunkowskaz. ''Haskowo''. Zatrzymałem się na chwilę. Miałem pokusę, żeby odbić na lewo i odwiedzić stare kąty. Taki wspomnień czas i czar zarazem. Spojrzałem na zegarek. Była trzynasta. Niesamowity zbieg okoliczności. Ro temu. Właśnie o trzynastej stąd wyjeżdżałem. Może to jakiś znak, żeby jednak jechać dalej? Tak zrobiłem. 
Znam dość dobrze tę trasę, bo już nią jechałem rok temu, więc pojechałem przez Serbię, bo szybciej i łatwiej. Niby krócej jest przez Rumunię, ale drogi i ruch jest o wiele większy. Wszystkie granice przekraczałem łatwo. Niestety w Serbii złapał mnie deszcz. Spojrzałem przed siebie. Znikąd nadziei. Przede mną tylko ciężkie ołowiane chmury. Minąłem Belgrad i zaczęło robić się coraz gorzej. Deszcz i zimno, a ja czułem, że powoli ciało domaga się odpoczynku. Zjechałem więc do Novi Banovci i złapałem pierwszą miejscówkę, jaką udało mi się wypatrzeć.
Potrzebowałem snu.

Najechane 1300km

Gerede - Novi Banovci

Temp. Turcja 34 st.C, 22 st.C w UE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz