poniedziałek, 2 sierpnia 2010

8D - przez Czarnogórę do Chorwacji


02 sierpnia 2010 – poniedziałek
Start poranny nie do końca nam wyszedł ponieważ zaczęły się sensacje żołądkowe. No cóż łatwo nie jest, ale startujemy. Kierunek Chorwacja. Bawimy się jazdą bez przepisów. Nie mam wątpliwości, nasza zasada się sprawdza. Jednak nie polecam, bo jest ryzyko spotkania z innym kierowcą o takim samym podejściu. 
Niestety drogi zaczynają przypominać nasze drogi na budowach. Generalnie asfalt się skończył.  Ostatnie 50 kilometrów do granicy jedziemy ostrożnie. Cruiser na szutrze – serce lansera pęka. Dojeżdżamy do granicy z Czarnogórą.  Co raz sprawniej radzimy sobie z kolejkami na przejściach granicznych. Metoda na „szczwaną gapę”. Kolejki są coraz dłuższe, więc mijamy ją i wjeżdżamy pod wiatę. Tu czekamy grzecznie czekamy w cieniu. Celnicy zainteresowani naszymi sprzętami sami podchodzą i pomagają nam w szybszej odprawie. 
fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński

fot.Mirek Smoczyński

Czarnogóra jest piękna i bardzo podobna do Chorwacji. No cóż, tak naprawdę to jedziemy od dłuższego czasu przez dawną Jugosławię. Przed wyjazdem czytałem o komunistycznym bałaganie w Montenegro. Nic takiego nie zastaliśmy. Może euro już ich postawiło na nogi? Drogi poprawiły się bardzo szybko i jazda stała się całkiem przyjemna po tym niewielkim kraju.
Docieramy do granicy z Chorwacją i przejeżdżamy ją bardzo sprawnie. Chorwacja, jest to powrót do cywilizacji. Z jednej strony wygoda, jednak z drugiej kończy się przygoda.  Chorwacja jest piękna, ale mam wrażenie, że z roku na rok ludzie są jakby co raz mniej życzliwi. Przyjeżdżam tu od dziesięciu lat i chyba szybko się nie wybiorę ponownie. Wszystkie usługi znacznie podrożały i dominuje jedno nastawienie: uwolnić turystów od pieniędzy. Dawna życzliwość, bezinteresowność odchodzą w zapomnienie.
Znajdujemy pole namiotowe nad samym morzem w Mollunat. Wszystkie wygody: woda, prąd, restauracja. Wiele produktów można kupić u gospodarza kampingu. Ponieważ jutro robimy dzień odpoczynku to zaopatrujemy się u niego w rakiję. Nie było to rozsądne, ale za to mieliśmy bardzo zabawny wieczór. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz